- Podaj coś mocnego. - oznajmiłam zajmując swoje ulubione miejsce przy barowym blacie. Mój dobry znajomy podał mi wcześniej przygotowany drink. Łapczywie wypiłam napój wysokoprocentowy z wyraźną nutką limonki. Postawiłam prawie pustą szklankę na blacie tak, że kostki lodu nawet nie zdążyły się roztopić. - Miałam dzisiaj naprawdę ciężki dzień w pracy. Szef groził mi, że wywali mnie na zbity pysk, przez przypadek złamałam mojemu kochanemu partnerowi rękę oraz urządziłam zabawę mającą na celu zbliżenie wszystkich do siebie, a dostałam za to opieprz od wujka. A twoje życie miłosne ma się dobrze? - spytałam z prawdziwym zainteresowaniem.
- Ten tydzień był bardzo owocny. Piękna blondynka obdarzona przez matkę naturę prawie pobiła się z rudowłosą ślicznotką z ognistym temperamentem o mnie. W międzyczasie urocza szatynka kokietowała mnie i wręcz błagała, abym zabrał ją na randkę. Fantastycznie całuje. - oznajmił z uśmiechem na twarzy.
Wymieniliśmy pomiędzy sobą charakterystyczne spojrzenia i równocześnie wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem. Nasza szopka trwała dobrą, dłuższą chwilę.
- Nie powinnaś teraz sprzątać stołówki z resztek po wojnie na jedzenie? - spytał się z wypiekami na twarzy. - Niech zgadnę! Całą robotę odwala Barry! Co naskrobał sobie tym razem ten nieszczęśnik, że znowu dopadł go twój gniew?
- Wyobraź sobie, że wyjątkowo sam doprowadził się do takiego stanu. Nawet nie przypuszczałabym, że ktoś tak perfekcyjnie potrafi jeździć na plastikowej tacy. - wyznałam śmiejąc się wniebogłosy z komicznej sytuacji. - Później wylądowałam na dywaniku u wujka, który wygłosił swoje wyniosłe przemówienie o moim dziecinnym zachowaniu, dobrym imieniu jego organizacji i kolejnej groźbie, że wyrzuci mnie z pracy i pozbawi dachu nad głową. Podejrzewam, że te dwie laski były nieźle wstawione i pokłóciły się o jakiegoś chłopaka.
- Zgadłaś! - uśmiechnął się. - Natomiast ta urocza szatynka to dopiero przesadziła z alkoholem. Opowiadała o tym, że chce wrócić do byłego.
- Zdesperowana. - stwierdziłam. - Spadła na same dno, jeśli chciała, abyś udzielił jej rady.
- Wielkie dzięki. - odparł ironicznie.
- Mój drogi. - zaczęłam. - Nie oszukujmy się. Jesteś po prostu przegrywem, jeśli chodzi o życie miłosne.
- Oj Daphne. - przeciągnął moje imię. - Nigdy ci nie zależało na pracy. A swoim wujkiem w ogóle się nie przejmujesz. Koniec świata nastąpi, kiedy dobrowolnie wykażesz chęć współpracy.
- A ty jak jakaś laska zgodzi się z tobą umówić na randkę będąc trzeźwą.
Ponownie wybuchnęliśmy śmiechem. Uwielbialiśmy prowadzić ze sobą takiego typu rozmowy, które z czasem przerodziły się w cotygodniowy zwyczaj. W każdy piątkowy wieczór po godzinie ósmej przychodziłam do małego pubu w rodzinnym mieście Laverre, aby wymienić inteligentną konwersację z Erickiem. Przez ten rok poznaliśmy się dostatecznie dobrze, że barman doskonale wiedział, kiedy miałam dobry humor, a kiedy gorsze dni i potrafił podać odpowiedni drink zanim złożyłam zamówienie.
- Słyszałaś o gwieździe jaka odwiedziła nasze cudowne miasteczko? I nie mówię wcale o ślicznotkach szykujących się na pokaz najnowszej kolekcji letniej Valerie. - rozmarzył się czyszcząc kufel.
- Masz na myśli tego niezwykłego trenera na widok, którego wszystkie gimnazjalistki piszczą?
- Tak. - potwierdził. - Podobno w Hoenn zdobył olbrzymi sukces. Dostał się do ćwierćfinału i zaprezentował publiczności najbardziej epicką i emocjonującą walkę w całych rozgrywkach.
- Ale z niego cienias. Przegrał. - skomentowałam. Oglądałam tą rozgrywkę na Poketube. - Znając życie odwiedzi dzisiaj nasz ulubiony pub. Założymy się, że będzie chciał mnie poderwać?
- To jest tak pewne jak to, że Arceus stworzył świat. Każdy przejezdny chce cię poderwać. Tutejsi już się nauczyli, że nie mają u ciebie żadnych szans. - stwierdził opierając się o blat. - Jeśli chcesz się założyć to musi to być naprawdę coś!
- Załóżmy się o czterdzieści Pokedollarów, że uda mi się od niego wyłudzić najdroższy drink z waszego menu.
- Wysoko mierzysz. Musisz go mocno upić lub oczarować, aby zapłacił za drinka prawie dwie stówy. - stwierdził. Podaliśmy sobie dłonie i wymieniliśmy między sobą złowrogie spojrzenia.
- Te napiwki. - wskazałam na skarbonkę przedstawiającą dziwnego, wielkiego kociego Pokemona. - Nie starczą ci do spłaty długu.
Po dwudziestu minutach do pubu weszła moja ofiara na co płeć damska zareagowała szeptami oraz przesłodzonymi chichotami. Mój przyjemniaczek był tak wysoki, że prawie zarył głową o sufit. Najbardziej w oczy rzucał się jego irokez w wręcz złotym odcieniu i strój mówiący, że miałam do czynienia z prawdziwym bad boyem. Był ubrany w biały podkoszulek, czarną, skórzaną kurtkę, jeansy oraz glany. Jednak to inna część jego ubioru sprawiła, że zaczęłam chichotać.
- Co za frajer ubiera okulary przeciwsłoneczne w nocy? - zasłoniłam usta dłonią, aby nie wybuchnąć śmiechem. Na twarz Ericka wkradł się uśmieszek.
- Może myśli, że okulary dodadzą uroku jego szpetnemu ryjowi? - prawie zakrztusiłam się resztą drinka. Przybiliśmy sobie wzajemnie żółwika. - Działaj tygrysico.
Zgodnie z moim przypuszczeniami przyjemniaczek usiadł obok mnie całkowicie ignorując moją osobę. To jedna z taktyk opracowanych przez typowych podrywaczy. Sprawdzają czy ich obiekt westchnień ukradkiem na niego zerka, aby po chwili wdrążyć kolejny etap mający na celu przedstawienie podrywacza w jak najlepszym świetle tak, że jego ofiara traci rozum i za wszelką cenę chce przypodobać się temu idiocie. Zajęłam się przeglądaniem Pokeface, kiedy niespodziewanie wujek wysłał mi zdjęcie moich rzeczy spakowanych w ogromne walizki.
- Co do cholery? - zezłościłam się, kiedy zobaczyłam mój dobytek spakowany i stojący przed drzwiami willi mojego szefa i jednocześnie wujka. Nawet pościel ładnie poskładał i umieścił obok walizki w kwiatki. Wstałam gwałtownie prawie przewracając krzesło i doprowadzając do zawału idiotę, który chciał mnie poderwać. Położyłam na blacie kasę za drinka i przegraną sumę za zakład. Nie miałam ochoty na żadne podrywy. Erick uniósł charakterystycznie jedną brew. Z jego mimiki twarzy wyczytałam zainteresowanie moją nagłą reakcją. Przewróciłam teatralnie oczami. - Zdzwonimy się.
Laverre to miasto słynące z sali Valerie zajmującej się słodkimi Pokemonami na widok, których mnie mdli. Kolejną atrakcją sprowadzającą tutaj turystów, a głównie damy z grubymi portfelami czy nastolatki marzące o zostaniu modelkami to pokazy kolekcji wcześniej wspomnianej liderki sali. Ta atrakcja całkowicie mnie nie interesowała jak większość dziewczyn z rodzinnego miasta. Wszystkie te wydarzenia omijałam szerokim łukiem.
Miasto nocą było niezwykle urokliwe. Srebrny księżyc rzucał jasną poświatę na wiecznie kolorowe ulice. Gwiazdki błyszczały niczym male światełka na ciemnym niebie. Droga była oświetlona przez duże lampy rzucające biały blask oraz przed drzewa ozdobione kolorowymi światełkami choinkowymi. Spacerowałam po brukowej ścieżce w otoczeniu bardzo ładnych domów i sklepów. Zazwyczaj podziwiałam ten romantyczny nastój, ale nie tym razem.
Nie potrafiłam określić jakie emocje mną kierowały. Z jednej strony byłam zła na wujka, że miał czelność wejść do mojego królestwa bez mojej wiedzy i pozwolenia. I jeszcze odstawił taki cyrk ze spakowaniem moich rzeczy i zostawienie je przed domem. Z drugiej strony zdałam sobie sprawę, że mogłam doprowadzić wuja do takiego stanu, że naprawdę spełni swoją groźbę i pozbawi mnie dachu nad głową.
Długo rozmyślałam nad intencjami, gdy po jakimś czasie zorientowałam się, że ktoś mi towarzyszy albo raczej na mnie poluje. Odkryłam ten fakt, kiedy mały, czarny Pokemon ugryzł moją nogę. Zirytowałam się.
- Puść mnie! - wrzasnęłam. Pokemon rozluźnił swoje kły, aby po chwili odczepić się od mojej smakowitej nogi. Spuścił głowę w geście przepraszającym. Patrzyłam na niego z politowaniem. Stworkowi widocznie było głupio, że chciał zjeść moją nogę, więc zaczął głośno mruczeć ocierając się o nią. Odsunęłam go delikatnie ode mnie. - Lepiej spadaj. Nie jestem osobą, za którą mnie uważasz. Nienawidzę Pokemonów. Należę do organizacji, która zajmuję się handlem takimi jak ty. - stworek przechylił głowę. Jaka ze mnie idiotka. Zaczęłam rozmawiać z głupimi Pokemonami. Gorzej stoczyć się nie mogłam.
Schowałam ręce w ciemnoróżowej bluzie i szybkim krokiem opuściłam zdezorientowanego Pokemona.
W ciągu piętnastu minut dotarłam do willi wujka. Przy bramie znajdował się mój dobytek. Jednak to zdjęcie było prawdziwe, a mój szef stracił cierpliwość. Nacisnęłam guzik domofonu.
- Co? - zaczął chłodnym tonem.
- Wujku, to ja Daphne. - powiedziałam. Starałam się, aby mój głos brzmiał pewnie, ale w rzeczywistości próbowałam za wszelką cenę się nie rozpłakać. - Możesz wpuścić mnie do domu?
- To jest mój dom. - oznajmił. - Mam serdecznie dość twojego zachowania oraz świecenia oczami za dziecinne żarty. Moje imię powoli traci szacunek w oczach pracowników, a liczba klientów drastycznie maleję przez pyskatą dziewuchę. Nie mam już sił, aby ciągle znosić twoje głupie pomysły. Miarka się przebrała.
- Nie możesz mnie wyrzucić! - wrzasnęłam.
- Masz już osiemnaście lat. Musisz sama o siebie zadbać. Od dzisiaj nie mieszkasz ze mną. Jutro zgłoś się do mnie do pracy po resztę swoich gratów.
- Gdzie ja mam przenocować? - w kącikach oczu pojawiły się łzy. Zdałam sobie sprawę, że wujek tym razem nie żartuje.
- To nie mój problem. - odrzekł oschle. - Jesteś już duża. Zadbaj o siebie.
Rozłączył się. Pustym wzrokiem popatrzyłam na luksusową willę, w której spędziłam dobre dwa lata. Przepych bogactwa zaczął mnie mdlić. Usiadłam ze zrezygnowaniem za dużej walizce w różowe kwiatki. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Schowałam głowę i zaczęłam płakać z bezsilności. Łzy same leciały mi po policzkach. Rzadko zdarzało się, abym płakała, ale sama napracowała sobie na swój los. Mimo to nie chciałabym, by ktokolwiek dowiedział się o moim momencie słabości. Jestem Candy. Perfekcyjna dziewczyna z charakterem.
Po fali szoku i załamania, którym towarzyszyły akty ciągłego wydzwaniania domofonem, próba rozwalenia bramy czy wysyłanie wiadomości zaczęła się era kontaktowania ze znajomymi, aby przenocowali mnie na jedną noc.
Zostałam sama.
Większość znajomych. których uważała, za bardzo bliskie osoby odwrócili się ode mnie, gdy wspomniałam, że już nie mieszkam z szalenie bogatym wujkiem. Reszta była w podróży, inny byli po przygodzie z alkoholem, gdzie poznałam kilka przykrych informacji na mój temat. Usunęłam wszystkie numery. Na liście kontaktów został tylko wujek, dziadkowie od strony mamy mieszkający w Shalour, Erick oraz Melody. Ta ostatnia to przyjaciółka z najmłodszych lat, ale nie miałam szans, aby się z nią skontaktować. Tydzień temu wyruszyła w podróż, a Erick jeszcze pracował.
Szczelnie otuliłam się bluzą. Po godzinie stwierdziłam, że przejdę się do Centrum Pokemon. Niestety wszystkie pokoje były zajęte, a ja nie chciałam za bardzo narzucać się zmęczonej siostrze Joy. Wróciłam pod dom wujka.
Dochodziła północ.
Słaby blask oświetlał ulice. Księżyc wyglądał jak zawsze niesamowicie. Zaczęłam powoli zasypiać oparta o bramę.
- Daphne? - usłyszałam znajomy głos. Mrugnęłam kilka razy, aby przynajmniej rozpoznać osobę stojącą przede mną. - Co ty tutaj robisz?
- Erick? - zdziwiłam się. - Skończyłeś dzisiaj wcześniej?
Chłopak zazwyczaj wracał po piątej nad ranem do domu. Musiało się wydarzyć coś niezwykłego, że szef wypuścił go wcześniej. Pomógł mi wstać.
- Co ci się stało? - zaniepokoiłam się, kiedy poświeciłam mu telefonem po twarzy. Prawe oko miał spuchnięte, łuk brwiowy miał poturbowany, w kącikach ust znajdowała się jeszcze strużka krwi.
- Nic poważnego. - uśmiechnął się. - Co się z tobą działo? Daphne, którą znam nigdy nie rezygnuje z zakładów lub możliwości złamania serca przystojniakowi. Dlaczego nie jesteś w domu?
Zupełnie inaczej tłumaczyło mi się powód mojej sytuacji znajomym, a którymi imprezowałam, a inaczej Erickowi, z którym żartowałam i szczerze rozmawiałam. Obawiałam się, że mnie wyśmieje.
- Zostałam z własnej winy pozbawiona dachu nad głową. Wujek miał mnie dosyć, więc bez uprzedzenia wyrzucił z domu. - wyjaśniłam mu szybko.
- Tak nie można. - stwierdził. - Zostaniesz u mnie tak długo jak będziesz chciała.
- Nie chcę się narzucać. - wyznałam zakłopotana.
- Nie mów głupstw. Od tego ma się przyjaciół. - uśmiechnął się. - Jest dość chłodno. Weź Lunę, a zrobi ci się o wiele cieplej.
- Kogo?
- Zapomniałem ci ją przedstawić. - wyciągnął Pokeball, z którego wyskoczył uroczy, żółty lisek z dużymi uszami i puchatym ogonkiem. - To mój starter. Fennekin. Bardziej lubi jak się mówi na nią Luna. Śmiało. Uwielbia się przytulać. - Patrzyłam z przerażeniem na małego liska czekającego na pieszczoty. Nie miałam najmniejszej ochoty dotykać tego stworzenia. - Boisz się takiego słodziaka? - uśmiechnął się szczerze. Wziął Lunę na ręce i mocno przytulił. Ta zaczęła go lizać radosna jak nigdy, a jej futerko delikatnie zaczęło świecić. - Trzymaj. - podał mi startera. Nieśmiało ją zabrałam trzymając jak najdalej od siebie. Erick patrzył na to z politowaniem. Rozpiął mi bluzę, wsadził liska i zapiął do połowy. Teraz wyglądałam jak kangur z małym dzieckiem.
- Czuję się idiotycznie. - skomentowałam to.
Nastolatek wybuchnął śmiechem. Zabrał moje pokaźne walizki oraz plecak. Ja prowadziłam rower ze stertą innych rupieci. Byłam tak bardzo zmęczona, że nie pamiętam dokładnie, kiedy dotarłam do domu Ericka...
Obudziły mnie ciepłe promienie słoneczne wdzierające się przez żaluzje. Przeciągnęłam się zadowolona. Spało mi się wyjątkowo dobrze. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że nie znajduję się w moim uroczym królestwie tylko w męskiej jaskini.
Pokój był malutki, ale przytulny. Ściany miały odcień zgniłej zieleni, podłodze leżał puchaty, czekoladowy dywan, łóżko było duże oraz wygodne. W kącie stało biurko zawalone książkami. W podobnym stanie znajdowała się jedna szafka i stolik nocny. Jednak największe moje zainteresowanie wzbudziła półka, na której znajdował się puchar oraz szesnaście odznak.
Podeszłam bliżej do półki z niezwykłymi nagrodami. Obok pucharu stało małe zdjęcie przedstawiające szesnastoletniego Ericka dumnie trzymającego trofeum w towarzystwie sześciu Pokemonów, w tym jednym z nich była Luna. Uśmiechnęłam się na widok szczęśliwego chłopaka. Na zdjęciu miał odrobinę dłuższe włosy, które związywał w kitkę, czekoladowe oczy lśniły mu nieopisaną radością.
- Daphne. - wszedł niespodziewanie. Zamarł, kiedy trzymałam jego zdjęcie. Zaczerwieniłam się z zawstydzenia. - Co chcesz na śniadanie?
- Przepraszam. - zaczęłam. - Nie chciałam...
- Nic się nie stało. - uśmiechnął się. - Chodźmy na śniadanie.
Erick pomimo moich próśb zrobił mi tosty z serem oraz herbatę. Czułam się trochę niezręcznie, kiedy siedzieliśmy naprzeciwko siebie konsumując wspólnie śniadanie.
- Nie smakuje ci? - zaniepokoił się. Spojrzałam na niego lekko wymuszonym uśmiechem. Miał podbite prawe oko, dużego plastra nad prawą brwią i lewym policzku. Postanowiłam się rozluźnić.
- O jaką laskę się biłeś? - wróciła stara Daphne. - I dlaczego nie pochwaliłeś się tym, że zostałeś Mistrzem Pokemon w Sinnoh? Stary to ogromne osiągnięcie.
- Nie mam się czym chwalić. Wygrałem Ligę i tyle. Nic wielkiego... - wyznał z zakłopotaniem. - Wczoraj... wdałem się w bójkę z jednym klientem. Nic poważnego.
- Jesteś cholernie skromny.
- A ty cholernie upierdliwa.
Wybuchnęliśmy szczerym śmiechem. Wróciliśmy do obrażania siebie nawzajem i rzucania nietypowych komentarzy. Przybyła mi pewność siebie i niewyparzony język.
Wzięłam prysznic i ubrałam się w czarne, krótkie spodenki, bluzeczkę w kolorowe lizaki i jasnoniebieskie trampki. Włosy związałam w uroczego koka. Postanowiłam postawić na mocniejszy makijaż niż zazwyczaj.
Przed wyjściem do pracy spytałam się Ericka:
- Dlaczego nigdy nie powiedziałeś mi, że jesteś Mistrzem Sinnoh?
- Długa historia. - wyznał patrząc z zamyśleniem w niebo. - Może kiedyś podzielę się z tobą tą tajemnicą, ale na razie trudno mi o tym mówić.
- Rozumiem. - wyznałam. - Jeszcze raz dziękuję za nocleg. - przybiliśmy sobie żółwika.
- Wróć na obiad. I pokaż kto tutaj rządzi.
- Hej Barry. - przywitałam się z uroczym uśmieszkiem z moim partnerem. Chłopak wyglądał jakby spotkał się z lwem lub największym mięśniakiem na siłowni. Brązowe włosy były rozczochrane na wszystkie strony, w zielonych oczach zobaczyłam panikę, ciężko oddychał, twarz miał podrapaną, służbowy kombinezon był również rozszarpany. Prawą rękę miał w gipsie.
- O Candy. - jego postawa zmieniła się na pewną siebie. Jakby wszystko miał pod kontrolą.
- Spotkałeś się z chłopakiem swojej byłej? - spytałam go ironicznie.
- Zabawne. Karmiłem moje podopiecznego. - pochwalił się unosząc dumnie głowę. - Dostałem go dzisiaj od szefa, abym mógł wyruszyć w podróż i wygrać Ligę. Jest niezwykle groźnym i trudnym Pokemonem. Podobno miał kilku właścicieli, a ostatni sam nad go oddał. Jak się go dobrze wytrenuje to, wtedy będę mógł osiągnąć wszystko.
- Chętnie go zobaczę. - stwierdziłam kierując się do pomieszczenia, z którego przed chwilą wyszedł.
- To potwór. - oznajmił torując mi drogę. - Na twoim miejscu nie ryzykowałbym.
- Nie bądź śmieszny. - powiedziałam. - Pokemony na mój widok same uciekają.
Odepchnęłam go i weszłam do ciemnego pomieszczenia pełną skrzyń. Nigdzie nie widziałam tej bestii. Stanęłam obok jednej skrzyni i czekałam na tego potwora. Wiedziałam, że chce skoczyć na mnie. Po dłuższej chwili to uczynił. Byłam znacznie szybsza od niego, więc złapałam tą... uroczą kulkę za kark. Pokemon szarpał się, a ja powstrzymywałam się od śmiechu.
Stworek był małym liskiem z brązowym futerkiem. dużymi uszami. puszystym ogonkiem i beżowym kołnierzykiem.
- Jesteś prawdziwą bestią, że tak zalazłeś za skórę temu idiocie. Już cię lubię. - wyznałam.
- Gadasz od rzeczy. - uśmiechnął się. - Wyobraź sobie, że ten frajer chciał zostać moim trenerem. Ciekawe kto kogo by tu trenował.
- Gdybyś widział jego minę. - wybuchnęłam śmiechem. Położyłam stworka na ziemi. - ,,Jest niezwykle groźnym Pokemonem" - przedrzeźniałam Barrego. Malec tarzał się ze śmiechu. - Wyglądał jakby został napadnięty przez wściekłego goryla. Nie wiem jak to zrobiłeś, ale jesteś wielki. Co powiesz, aby nastraszyć tego idiotę jeszcze raz?
- Zamieniam się w słuch.
- Barry, Barry. - jęczałam.
- Sweetie? - zaniepokoił się. - Co się stało?
Wyszłam z pomieszczenia z upiornym wzrokiem. Całe ręce i nogi miałam w keczupie.
- Candy? - zapiszczał jak mała dziewczynka.
- Miałeś racje. ON jest potworem.
Lisek niespodziewanie wyskoczył z pokoju głośno szczekając. Na pysku miał bitą śmietanę, która symulowała wściekliznę. Chłopak uciekł krzycząc jak mała dziewczynka. Gdy już go nie było widać wybuchnęliśmy śmiechem.
- Widziałeś jego minę?
- Tak! Jesteś genialna!
Po kilki minutach uspokoiliśmy się.
- Nie wiedziałam, że Pokemony potrafią mówić...
- Nie potrafią. - odpowiedział. - Jestem wyjątkowy. Odzywam się do wybranych osób, które nie są idiotami.
Chciałam się zapytać jakim cudem jest to możliwe, aby Pokemon mógł mówić, kiedy usłyszałam komunikat.
- Candy. - mój wujek wydarł się przez radiowęzeł. - Do mojego gabinetu! Natychmiast!
Ale mam przerąbane...
Hej :D
Jak się Wam podoba rozdział. Za wszelkie błędy przepraszam, ale za chwilę znikam i jadę na zajęcia dodatkowe, więc wieczorem poprawię. Następny rozdział pojawi się za dwa tygodnie, ponieważ wyjeżdżam na wakacje, ale spokojnie będę miałam kontakt z internetem...jeśli nie skończy mi się pakiet XD. Jak się domyślacie tym gadającym Pokemonem jest Eevee. Jak myślicie w jaką formę ewoluuję? A jak jest Wasza ulubiona ewolucja Eevee?
- Ten tydzień był bardzo owocny. Piękna blondynka obdarzona przez matkę naturę prawie pobiła się z rudowłosą ślicznotką z ognistym temperamentem o mnie. W międzyczasie urocza szatynka kokietowała mnie i wręcz błagała, abym zabrał ją na randkę. Fantastycznie całuje. - oznajmił z uśmiechem na twarzy.
Wymieniliśmy pomiędzy sobą charakterystyczne spojrzenia i równocześnie wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem. Nasza szopka trwała dobrą, dłuższą chwilę.
- Nie powinnaś teraz sprzątać stołówki z resztek po wojnie na jedzenie? - spytał się z wypiekami na twarzy. - Niech zgadnę! Całą robotę odwala Barry! Co naskrobał sobie tym razem ten nieszczęśnik, że znowu dopadł go twój gniew?
- Wyobraź sobie, że wyjątkowo sam doprowadził się do takiego stanu. Nawet nie przypuszczałabym, że ktoś tak perfekcyjnie potrafi jeździć na plastikowej tacy. - wyznałam śmiejąc się wniebogłosy z komicznej sytuacji. - Później wylądowałam na dywaniku u wujka, który wygłosił swoje wyniosłe przemówienie o moim dziecinnym zachowaniu, dobrym imieniu jego organizacji i kolejnej groźbie, że wyrzuci mnie z pracy i pozbawi dachu nad głową. Podejrzewam, że te dwie laski były nieźle wstawione i pokłóciły się o jakiegoś chłopaka.
- Zgadłaś! - uśmiechnął się. - Natomiast ta urocza szatynka to dopiero przesadziła z alkoholem. Opowiadała o tym, że chce wrócić do byłego.
- Zdesperowana. - stwierdziłam. - Spadła na same dno, jeśli chciała, abyś udzielił jej rady.
- Wielkie dzięki. - odparł ironicznie.
- Mój drogi. - zaczęłam. - Nie oszukujmy się. Jesteś po prostu przegrywem, jeśli chodzi o życie miłosne.
- Oj Daphne. - przeciągnął moje imię. - Nigdy ci nie zależało na pracy. A swoim wujkiem w ogóle się nie przejmujesz. Koniec świata nastąpi, kiedy dobrowolnie wykażesz chęć współpracy.
- A ty jak jakaś laska zgodzi się z tobą umówić na randkę będąc trzeźwą.
Ponownie wybuchnęliśmy śmiechem. Uwielbialiśmy prowadzić ze sobą takiego typu rozmowy, które z czasem przerodziły się w cotygodniowy zwyczaj. W każdy piątkowy wieczór po godzinie ósmej przychodziłam do małego pubu w rodzinnym mieście Laverre, aby wymienić inteligentną konwersację z Erickiem. Przez ten rok poznaliśmy się dostatecznie dobrze, że barman doskonale wiedział, kiedy miałam dobry humor, a kiedy gorsze dni i potrafił podać odpowiedni drink zanim złożyłam zamówienie.
- Słyszałaś o gwieździe jaka odwiedziła nasze cudowne miasteczko? I nie mówię wcale o ślicznotkach szykujących się na pokaz najnowszej kolekcji letniej Valerie. - rozmarzył się czyszcząc kufel.
- Masz na myśli tego niezwykłego trenera na widok, którego wszystkie gimnazjalistki piszczą?
- Tak. - potwierdził. - Podobno w Hoenn zdobył olbrzymi sukces. Dostał się do ćwierćfinału i zaprezentował publiczności najbardziej epicką i emocjonującą walkę w całych rozgrywkach.
- Ale z niego cienias. Przegrał. - skomentowałam. Oglądałam tą rozgrywkę na Poketube. - Znając życie odwiedzi dzisiaj nasz ulubiony pub. Założymy się, że będzie chciał mnie poderwać?
- To jest tak pewne jak to, że Arceus stworzył świat. Każdy przejezdny chce cię poderwać. Tutejsi już się nauczyli, że nie mają u ciebie żadnych szans. - stwierdził opierając się o blat. - Jeśli chcesz się założyć to musi to być naprawdę coś!
- Załóżmy się o czterdzieści Pokedollarów, że uda mi się od niego wyłudzić najdroższy drink z waszego menu.
- Wysoko mierzysz. Musisz go mocno upić lub oczarować, aby zapłacił za drinka prawie dwie stówy. - stwierdził. Podaliśmy sobie dłonie i wymieniliśmy między sobą złowrogie spojrzenia.
- Te napiwki. - wskazałam na skarbonkę przedstawiającą dziwnego, wielkiego kociego Pokemona. - Nie starczą ci do spłaty długu.
Po dwudziestu minutach do pubu weszła moja ofiara na co płeć damska zareagowała szeptami oraz przesłodzonymi chichotami. Mój przyjemniaczek był tak wysoki, że prawie zarył głową o sufit. Najbardziej w oczy rzucał się jego irokez w wręcz złotym odcieniu i strój mówiący, że miałam do czynienia z prawdziwym bad boyem. Był ubrany w biały podkoszulek, czarną, skórzaną kurtkę, jeansy oraz glany. Jednak to inna część jego ubioru sprawiła, że zaczęłam chichotać.
- Co za frajer ubiera okulary przeciwsłoneczne w nocy? - zasłoniłam usta dłonią, aby nie wybuchnąć śmiechem. Na twarz Ericka wkradł się uśmieszek.
- Może myśli, że okulary dodadzą uroku jego szpetnemu ryjowi? - prawie zakrztusiłam się resztą drinka. Przybiliśmy sobie wzajemnie żółwika. - Działaj tygrysico.
Zgodnie z moim przypuszczeniami przyjemniaczek usiadł obok mnie całkowicie ignorując moją osobę. To jedna z taktyk opracowanych przez typowych podrywaczy. Sprawdzają czy ich obiekt westchnień ukradkiem na niego zerka, aby po chwili wdrążyć kolejny etap mający na celu przedstawienie podrywacza w jak najlepszym świetle tak, że jego ofiara traci rozum i za wszelką cenę chce przypodobać się temu idiocie. Zajęłam się przeglądaniem Pokeface, kiedy niespodziewanie wujek wysłał mi zdjęcie moich rzeczy spakowanych w ogromne walizki.
- Co do cholery? - zezłościłam się, kiedy zobaczyłam mój dobytek spakowany i stojący przed drzwiami willi mojego szefa i jednocześnie wujka. Nawet pościel ładnie poskładał i umieścił obok walizki w kwiatki. Wstałam gwałtownie prawie przewracając krzesło i doprowadzając do zawału idiotę, który chciał mnie poderwać. Położyłam na blacie kasę za drinka i przegraną sumę za zakład. Nie miałam ochoty na żadne podrywy. Erick uniósł charakterystycznie jedną brew. Z jego mimiki twarzy wyczytałam zainteresowanie moją nagłą reakcją. Przewróciłam teatralnie oczami. - Zdzwonimy się.
Laverre to miasto słynące z sali Valerie zajmującej się słodkimi Pokemonami na widok, których mnie mdli. Kolejną atrakcją sprowadzającą tutaj turystów, a głównie damy z grubymi portfelami czy nastolatki marzące o zostaniu modelkami to pokazy kolekcji wcześniej wspomnianej liderki sali. Ta atrakcja całkowicie mnie nie interesowała jak większość dziewczyn z rodzinnego miasta. Wszystkie te wydarzenia omijałam szerokim łukiem.
Miasto nocą było niezwykle urokliwe. Srebrny księżyc rzucał jasną poświatę na wiecznie kolorowe ulice. Gwiazdki błyszczały niczym male światełka na ciemnym niebie. Droga była oświetlona przez duże lampy rzucające biały blask oraz przed drzewa ozdobione kolorowymi światełkami choinkowymi. Spacerowałam po brukowej ścieżce w otoczeniu bardzo ładnych domów i sklepów. Zazwyczaj podziwiałam ten romantyczny nastój, ale nie tym razem.
Nie potrafiłam określić jakie emocje mną kierowały. Z jednej strony byłam zła na wujka, że miał czelność wejść do mojego królestwa bez mojej wiedzy i pozwolenia. I jeszcze odstawił taki cyrk ze spakowaniem moich rzeczy i zostawienie je przed domem. Z drugiej strony zdałam sobie sprawę, że mogłam doprowadzić wuja do takiego stanu, że naprawdę spełni swoją groźbę i pozbawi mnie dachu nad głową.
Długo rozmyślałam nad intencjami, gdy po jakimś czasie zorientowałam się, że ktoś mi towarzyszy albo raczej na mnie poluje. Odkryłam ten fakt, kiedy mały, czarny Pokemon ugryzł moją nogę. Zirytowałam się.
- Puść mnie! - wrzasnęłam. Pokemon rozluźnił swoje kły, aby po chwili odczepić się od mojej smakowitej nogi. Spuścił głowę w geście przepraszającym. Patrzyłam na niego z politowaniem. Stworkowi widocznie było głupio, że chciał zjeść moją nogę, więc zaczął głośno mruczeć ocierając się o nią. Odsunęłam go delikatnie ode mnie. - Lepiej spadaj. Nie jestem osobą, za którą mnie uważasz. Nienawidzę Pokemonów. Należę do organizacji, która zajmuję się handlem takimi jak ty. - stworek przechylił głowę. Jaka ze mnie idiotka. Zaczęłam rozmawiać z głupimi Pokemonami. Gorzej stoczyć się nie mogłam.
Schowałam ręce w ciemnoróżowej bluzie i szybkim krokiem opuściłam zdezorientowanego Pokemona.
W ciągu piętnastu minut dotarłam do willi wujka. Przy bramie znajdował się mój dobytek. Jednak to zdjęcie było prawdziwe, a mój szef stracił cierpliwość. Nacisnęłam guzik domofonu.
- Co? - zaczął chłodnym tonem.
- Wujku, to ja Daphne. - powiedziałam. Starałam się, aby mój głos brzmiał pewnie, ale w rzeczywistości próbowałam za wszelką cenę się nie rozpłakać. - Możesz wpuścić mnie do domu?
- To jest mój dom. - oznajmił. - Mam serdecznie dość twojego zachowania oraz świecenia oczami za dziecinne żarty. Moje imię powoli traci szacunek w oczach pracowników, a liczba klientów drastycznie maleję przez pyskatą dziewuchę. Nie mam już sił, aby ciągle znosić twoje głupie pomysły. Miarka się przebrała.
- Nie możesz mnie wyrzucić! - wrzasnęłam.
- Masz już osiemnaście lat. Musisz sama o siebie zadbać. Od dzisiaj nie mieszkasz ze mną. Jutro zgłoś się do mnie do pracy po resztę swoich gratów.
- Gdzie ja mam przenocować? - w kącikach oczu pojawiły się łzy. Zdałam sobie sprawę, że wujek tym razem nie żartuje.
- To nie mój problem. - odrzekł oschle. - Jesteś już duża. Zadbaj o siebie.
Rozłączył się. Pustym wzrokiem popatrzyłam na luksusową willę, w której spędziłam dobre dwa lata. Przepych bogactwa zaczął mnie mdlić. Usiadłam ze zrezygnowaniem za dużej walizce w różowe kwiatki. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Schowałam głowę i zaczęłam płakać z bezsilności. Łzy same leciały mi po policzkach. Rzadko zdarzało się, abym płakała, ale sama napracowała sobie na swój los. Mimo to nie chciałabym, by ktokolwiek dowiedział się o moim momencie słabości. Jestem Candy. Perfekcyjna dziewczyna z charakterem.
Po fali szoku i załamania, którym towarzyszyły akty ciągłego wydzwaniania domofonem, próba rozwalenia bramy czy wysyłanie wiadomości zaczęła się era kontaktowania ze znajomymi, aby przenocowali mnie na jedną noc.
Zostałam sama.
Większość znajomych. których uważała, za bardzo bliskie osoby odwrócili się ode mnie, gdy wspomniałam, że już nie mieszkam z szalenie bogatym wujkiem. Reszta była w podróży, inny byli po przygodzie z alkoholem, gdzie poznałam kilka przykrych informacji na mój temat. Usunęłam wszystkie numery. Na liście kontaktów został tylko wujek, dziadkowie od strony mamy mieszkający w Shalour, Erick oraz Melody. Ta ostatnia to przyjaciółka z najmłodszych lat, ale nie miałam szans, aby się z nią skontaktować. Tydzień temu wyruszyła w podróż, a Erick jeszcze pracował.
Szczelnie otuliłam się bluzą. Po godzinie stwierdziłam, że przejdę się do Centrum Pokemon. Niestety wszystkie pokoje były zajęte, a ja nie chciałam za bardzo narzucać się zmęczonej siostrze Joy. Wróciłam pod dom wujka.
Dochodziła północ.
Słaby blask oświetlał ulice. Księżyc wyglądał jak zawsze niesamowicie. Zaczęłam powoli zasypiać oparta o bramę.
- Daphne? - usłyszałam znajomy głos. Mrugnęłam kilka razy, aby przynajmniej rozpoznać osobę stojącą przede mną. - Co ty tutaj robisz?
- Erick? - zdziwiłam się. - Skończyłeś dzisiaj wcześniej?
Chłopak zazwyczaj wracał po piątej nad ranem do domu. Musiało się wydarzyć coś niezwykłego, że szef wypuścił go wcześniej. Pomógł mi wstać.
- Co ci się stało? - zaniepokoiłam się, kiedy poświeciłam mu telefonem po twarzy. Prawe oko miał spuchnięte, łuk brwiowy miał poturbowany, w kącikach ust znajdowała się jeszcze strużka krwi.
- Nic poważnego. - uśmiechnął się. - Co się z tobą działo? Daphne, którą znam nigdy nie rezygnuje z zakładów lub możliwości złamania serca przystojniakowi. Dlaczego nie jesteś w domu?
Zupełnie inaczej tłumaczyło mi się powód mojej sytuacji znajomym, a którymi imprezowałam, a inaczej Erickowi, z którym żartowałam i szczerze rozmawiałam. Obawiałam się, że mnie wyśmieje.
- Zostałam z własnej winy pozbawiona dachu nad głową. Wujek miał mnie dosyć, więc bez uprzedzenia wyrzucił z domu. - wyjaśniłam mu szybko.
- Tak nie można. - stwierdził. - Zostaniesz u mnie tak długo jak będziesz chciała.
- Nie chcę się narzucać. - wyznałam zakłopotana.
- Nie mów głupstw. Od tego ma się przyjaciół. - uśmiechnął się. - Jest dość chłodno. Weź Lunę, a zrobi ci się o wiele cieplej.
- Kogo?
- Zapomniałem ci ją przedstawić. - wyciągnął Pokeball, z którego wyskoczył uroczy, żółty lisek z dużymi uszami i puchatym ogonkiem. - To mój starter. Fennekin. Bardziej lubi jak się mówi na nią Luna. Śmiało. Uwielbia się przytulać. - Patrzyłam z przerażeniem na małego liska czekającego na pieszczoty. Nie miałam najmniejszej ochoty dotykać tego stworzenia. - Boisz się takiego słodziaka? - uśmiechnął się szczerze. Wziął Lunę na ręce i mocno przytulił. Ta zaczęła go lizać radosna jak nigdy, a jej futerko delikatnie zaczęło świecić. - Trzymaj. - podał mi startera. Nieśmiało ją zabrałam trzymając jak najdalej od siebie. Erick patrzył na to z politowaniem. Rozpiął mi bluzę, wsadził liska i zapiął do połowy. Teraz wyglądałam jak kangur z małym dzieckiem.
- Czuję się idiotycznie. - skomentowałam to.
Nastolatek wybuchnął śmiechem. Zabrał moje pokaźne walizki oraz plecak. Ja prowadziłam rower ze stertą innych rupieci. Byłam tak bardzo zmęczona, że nie pamiętam dokładnie, kiedy dotarłam do domu Ericka...
Obudziły mnie ciepłe promienie słoneczne wdzierające się przez żaluzje. Przeciągnęłam się zadowolona. Spało mi się wyjątkowo dobrze. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że nie znajduję się w moim uroczym królestwie tylko w męskiej jaskini.
Pokój był malutki, ale przytulny. Ściany miały odcień zgniłej zieleni, podłodze leżał puchaty, czekoladowy dywan, łóżko było duże oraz wygodne. W kącie stało biurko zawalone książkami. W podobnym stanie znajdowała się jedna szafka i stolik nocny. Jednak największe moje zainteresowanie wzbudziła półka, na której znajdował się puchar oraz szesnaście odznak.
Podeszłam bliżej do półki z niezwykłymi nagrodami. Obok pucharu stało małe zdjęcie przedstawiające szesnastoletniego Ericka dumnie trzymającego trofeum w towarzystwie sześciu Pokemonów, w tym jednym z nich była Luna. Uśmiechnęłam się na widok szczęśliwego chłopaka. Na zdjęciu miał odrobinę dłuższe włosy, które związywał w kitkę, czekoladowe oczy lśniły mu nieopisaną radością.
- Daphne. - wszedł niespodziewanie. Zamarł, kiedy trzymałam jego zdjęcie. Zaczerwieniłam się z zawstydzenia. - Co chcesz na śniadanie?
- Przepraszam. - zaczęłam. - Nie chciałam...
- Nic się nie stało. - uśmiechnął się. - Chodźmy na śniadanie.
Erick pomimo moich próśb zrobił mi tosty z serem oraz herbatę. Czułam się trochę niezręcznie, kiedy siedzieliśmy naprzeciwko siebie konsumując wspólnie śniadanie.
- Nie smakuje ci? - zaniepokoił się. Spojrzałam na niego lekko wymuszonym uśmiechem. Miał podbite prawe oko, dużego plastra nad prawą brwią i lewym policzku. Postanowiłam się rozluźnić.
- O jaką laskę się biłeś? - wróciła stara Daphne. - I dlaczego nie pochwaliłeś się tym, że zostałeś Mistrzem Pokemon w Sinnoh? Stary to ogromne osiągnięcie.
- Nie mam się czym chwalić. Wygrałem Ligę i tyle. Nic wielkiego... - wyznał z zakłopotaniem. - Wczoraj... wdałem się w bójkę z jednym klientem. Nic poważnego.
- Jesteś cholernie skromny.
- A ty cholernie upierdliwa.
Wybuchnęliśmy szczerym śmiechem. Wróciliśmy do obrażania siebie nawzajem i rzucania nietypowych komentarzy. Przybyła mi pewność siebie i niewyparzony język.
Wzięłam prysznic i ubrałam się w czarne, krótkie spodenki, bluzeczkę w kolorowe lizaki i jasnoniebieskie trampki. Włosy związałam w uroczego koka. Postanowiłam postawić na mocniejszy makijaż niż zazwyczaj.
Przed wyjściem do pracy spytałam się Ericka:
- Dlaczego nigdy nie powiedziałeś mi, że jesteś Mistrzem Sinnoh?
- Długa historia. - wyznał patrząc z zamyśleniem w niebo. - Może kiedyś podzielę się z tobą tą tajemnicą, ale na razie trudno mi o tym mówić.
- Rozumiem. - wyznałam. - Jeszcze raz dziękuję za nocleg. - przybiliśmy sobie żółwika.
- Wróć na obiad. I pokaż kto tutaj rządzi.
- Hej Barry. - przywitałam się z uroczym uśmieszkiem z moim partnerem. Chłopak wyglądał jakby spotkał się z lwem lub największym mięśniakiem na siłowni. Brązowe włosy były rozczochrane na wszystkie strony, w zielonych oczach zobaczyłam panikę, ciężko oddychał, twarz miał podrapaną, służbowy kombinezon był również rozszarpany. Prawą rękę miał w gipsie.
- O Candy. - jego postawa zmieniła się na pewną siebie. Jakby wszystko miał pod kontrolą.
- Spotkałeś się z chłopakiem swojej byłej? - spytałam go ironicznie.
- Zabawne. Karmiłem moje podopiecznego. - pochwalił się unosząc dumnie głowę. - Dostałem go dzisiaj od szefa, abym mógł wyruszyć w podróż i wygrać Ligę. Jest niezwykle groźnym i trudnym Pokemonem. Podobno miał kilku właścicieli, a ostatni sam nad go oddał. Jak się go dobrze wytrenuje to, wtedy będę mógł osiągnąć wszystko.
- Chętnie go zobaczę. - stwierdziłam kierując się do pomieszczenia, z którego przed chwilą wyszedł.
- To potwór. - oznajmił torując mi drogę. - Na twoim miejscu nie ryzykowałbym.
- Nie bądź śmieszny. - powiedziałam. - Pokemony na mój widok same uciekają.
Odepchnęłam go i weszłam do ciemnego pomieszczenia pełną skrzyń. Nigdzie nie widziałam tej bestii. Stanęłam obok jednej skrzyni i czekałam na tego potwora. Wiedziałam, że chce skoczyć na mnie. Po dłuższej chwili to uczynił. Byłam znacznie szybsza od niego, więc złapałam tą... uroczą kulkę za kark. Pokemon szarpał się, a ja powstrzymywałam się od śmiechu.
Stworek był małym liskiem z brązowym futerkiem. dużymi uszami. puszystym ogonkiem i beżowym kołnierzykiem.
- Jesteś prawdziwą bestią, że tak zalazłeś za skórę temu idiocie. Już cię lubię. - wyznałam.
- Gadasz od rzeczy. - uśmiechnął się. - Wyobraź sobie, że ten frajer chciał zostać moim trenerem. Ciekawe kto kogo by tu trenował.
- Gdybyś widział jego minę. - wybuchnęłam śmiechem. Położyłam stworka na ziemi. - ,,Jest niezwykle groźnym Pokemonem" - przedrzeźniałam Barrego. Malec tarzał się ze śmiechu. - Wyglądał jakby został napadnięty przez wściekłego goryla. Nie wiem jak to zrobiłeś, ale jesteś wielki. Co powiesz, aby nastraszyć tego idiotę jeszcze raz?
- Zamieniam się w słuch.
- Barry, Barry. - jęczałam.
- Sweetie? - zaniepokoił się. - Co się stało?
Wyszłam z pomieszczenia z upiornym wzrokiem. Całe ręce i nogi miałam w keczupie.
- Candy? - zapiszczał jak mała dziewczynka.
- Miałeś racje. ON jest potworem.
Lisek niespodziewanie wyskoczył z pokoju głośno szczekając. Na pysku miał bitą śmietanę, która symulowała wściekliznę. Chłopak uciekł krzycząc jak mała dziewczynka. Gdy już go nie było widać wybuchnęliśmy śmiechem.
- Widziałeś jego minę?
- Tak! Jesteś genialna!
Po kilki minutach uspokoiliśmy się.
- Nie wiedziałam, że Pokemony potrafią mówić...
- Nie potrafią. - odpowiedział. - Jestem wyjątkowy. Odzywam się do wybranych osób, które nie są idiotami.
Chciałam się zapytać jakim cudem jest to możliwe, aby Pokemon mógł mówić, kiedy usłyszałam komunikat.
- Candy. - mój wujek wydarł się przez radiowęzeł. - Do mojego gabinetu! Natychmiast!
Ale mam przerąbane...
Hej :D
Jak się Wam podoba rozdział. Za wszelkie błędy przepraszam, ale za chwilę znikam i jadę na zajęcia dodatkowe, więc wieczorem poprawię. Następny rozdział pojawi się za dwa tygodnie, ponieważ wyjeżdżam na wakacje, ale spokojnie będę miałam kontakt z internetem...jeśli nie skończy mi się pakiet XD. Jak się domyślacie tym gadającym Pokemonem jest Eevee. Jak myślicie w jaką formę ewoluuję? A jak jest Wasza ulubiona ewolucja Eevee?
...
OdpowiedzUsuńShippers Gonna Ship.
Darick 4eva, Best OTP, The Ship Of Ships. The Very Best. The Right One. One True Love. OTL
Okej, a tak serio, świetny rozdział. Przyjemnie się czytało. Ten Erick mnie zainteresował, nie powiem.
Cóż, zostało czekać na następne rozdziały. U_U
Hahahahaha XD jak czytam te napisy z shippy to sam uśmiech pojawia się na twarzy. Erick zdecydowanie podbił rozdział. Kto nie uwielbia takiego słodkiego i skromnego chłopaka.
UsuńJakby to powiedzieć...
OdpowiedzUsuńRozdział wyszedł taki....no nijaki. Znaczy jest dobrze ale mogło być lepiej. Shippuje Ericka i Candy XD No i mamy dwa liski ^.^ Ten drugi to Evee tak? Ech...nie lubię tego pokemona.
Poza tym jakoś nie podoba mi się fakt, że pokemon mówi. Też się zakochał w stworku swojego gatunku i nauczył się gadać jak Mewoth? Mam nadzieję, że w przyszłości poruszysz ten wątek.
Postać Ericka strasznie mi się spodobała. Nie to co Candy. Wybacz ale tak jej nie lubię. Ta postać mnie irytuje.
Opisy i dialogi były dobre ale czasami musiałam kilka razy czytać dany fragment by zrozumieć o co chodzi bo było moim zdaniem trochę chaotycznie. Szczególnie na początku.
Czekam na drugi rozdział bo koncept jest oryginalny i ciekawy ^.^
A i wybacz za taki ostry komentarz...ostatnio stałam się stanowczo za ostra.
Trochę szkoda, że nie podoba Ci się główna bohaterka, ale może w przyszłości zmienisz zdanie. Taka podróż hartuje ducha i zmienia charakter. Cóż masz prawo nie lubić Eevee, bo gdzie nie spojrzysz to on się pojawia XD. Nie no spoko. Dobrze, że skrytykowałaś. Będę się starać jeszcze bardziej. I spróbuję pisać lepsze opisy.
UsuńPodobało mi się. Daphne charakterna a jej zachowanie w barze sprawiło że się zaśmiałam. Przypomina trochę Izu, ale jest znacznie bardziej otwarta na ludzi. Podziw dla niej x3
OdpowiedzUsuńWyczuwam że starterem będzie Eevee i to całkiem złośliwy Eevee. Zgaduję ze z takim gorącym temperamentem zostanie Flareonem czy cuś xD
Ale postacią rozdziału zostaje Erick. Problemy miłosne to taka świetna sprawa. Czekam na jakieś rozwinięcie jego historii. Mistrz z Sinnoh, brzmi świetnie :3
Do zobaczenia pod następnym. Dużo weny życzę >w<
O a co do eeveelucji to moim ulubieńcem jest Umbreon. ^^
Daphne I Izu to ostre babki. Chciałam spróbować nowej postaci, takiej bardziej buntowniczej. Erick. Zyskał sympatię jak mało kto XD. Dzięki :D
UsuńNa początku miałem wrażenie, że rozdział mi się nie spodoba, na szczęście tylko na początku :D. Później było już tylko lepiej i z przyjemnością czytałem dalej. W sumie wszystko tu grało na dobrym poziomie, ale nie czułem w tym nic z pokemonowego świata, praktycznie nic. Daphne i Erick - dwa świetne debiuty, obie te postacie bardzo mi się spodobały, ten drugi trochę bardziej zainteresował, bo w umiejętny sposób sprawiłaś by tak było, a może nieumyślnie tak wyszło? ^_^. Jak na razie jest bardzo oryginalnie co jest samo w sobie wielkim plusem. Oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńDziękuję ^^. Chciałam stworzyć dość oryginalne postacie, a nie takie oklepane Mary Sue czy Gary Stu. Chciałam dodać bohaterom pikanterii, czyli ostry charakterem czy przegryw z tajemnicami. Cóż wyszło jak wyszło, ale jestem dumna i zadowolona. O to chodzi? Pokemonow będzie cała masa w kolejnych rozdziałach.
Usuń...Oszukałaś mnie... Tu nie ma ciasteczek ;-; (A ty znowu o jedzeniu?! Diana, ogarnij się!) Ale jest tu całkiem przyjemny rozdzialik ^^
OdpowiedzUsuńNie będę ukrywać, że imię twojej bohaterki kojarzyło mi się z tą rudą z "Scobby Doo" (serii, którą uwielbałam w szczenięcych latach). Początkowo myślałam, że to będzie kolejna wredna rywalka w zawodach koordynatorskich o różowych włosach, które obrodziły na blogach tak licznie jak wiśnie na maj. Taka typowa zadufana w swojej osobie, niezbyt bystra i kochająca wszystko co puchate oraz różowe księżniczka. Tutaj jednak się okazuje, że jest zupełnie inna, ale i tak nie za bardzo z charaktetu przypadła do mojego gustu. Nie mam dużego sentymentu do postaci bawiącymi się czyimiś uczuciami, ale jednak zrobiło mi się jej szkoda kiedy została wyrzucona przez wuja na próg.
Podobnie jak resztę, która skomentowała bardziej mi przypasował czempion Sinnoh, Erick aka król Friendzone'u :P Ja tam nie bawię się specjalnie w shipowanie postaci jakichkolwiek, chyba, że moich własnych (A z tego wychodzą naprawdę CHORE połączenia...). Dlatego twierdze, że to nie jest zabawa dla mnie... ZDECYDOWANIE...
Urzekła mnie także ta mała, demoniczna Eevee. Także ja podobnie zresztą jak Lolka uważam, że są duże szanse, iż ewoluuje w Flareona, jednakże świetnie by pasowały wraz z Daphne jako Sylveon według mnie (niby takie bezbronne i słodziutkie, a tak naprawdę pyskate i zadziorne). Mam także nadzieję, że wytłumaczysz dlaczego umie mówić po ludzku.
Szczerze powiedziawszy nie jestem fanką Eevee. Jak dla mnie jest za bardzo popularna jak na takiego outsidera jakim ja jestem :P Jednak jeśli już mam wskazać ulubioną ewolucje będzie nią Glaceon. Nie wiem dlaczego, ale ewolucja lodowa przypadła do mojego gustu.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział >,<
Kto nie kocha Scooby Doo? To imię wzięłam z serialowej Daphne, która w moim wydaniu ma charakterek. Co prawda może kiedyś zdobędzie twoja sympatię. Eevee to samiec XD
UsuńJaaa!... *podnosi nieśmiało łapkę* Serio, nie cierpię tej kreskówki. A jak na złość mamy całą serię na płytkach w świetlicy. Jestem tak uprzedzona, że puszczam ją dzieciakom tylko w naprawdę kryzysowych sytuacjach ;D
UsuńMam jakoś wrażenie, że z tymi pozorami u Daphne to tak nie do końca. Prawdziwa bad girl w takim wydaniu, w jakim mieliśmy ją widzieć, pewnie nie ubierałaby się w bluzeczki z lizaczkami, nie czesała w słodkie koczki i nie zachwycała romantycznym blaskiem wieczornych uliczek. Candy to w moich oczach raczej coś w stylu Aniołków Charliego. Niby taka twarda i pyskata, co to umie dokopać, ale jednak ten wewnętrzny róż, delikatnie odsuwający mruczące stworki, podgryzające Arceusowi ducha winne nogi przechodniów. No ej, no, gdyby Daphne SERIO nienawidziła małych słodziaków, jako zostało napisane, wzięłaby to to i kopnęła w nerki ;) Nie żebym zachęcała do agresji, Arceusie broń! Po prostu wyłapałam taką dyskretną różnicę pomiędzy Candy, którą zapowiedziałaś, a tą, którą faktycznie wykreowałaś w rozdziale.
A teraz uwaga, będzie szok! KAŻDY bohater opowiadania MUSI mieć w sobie coś z Maryśki/Garusia. Taki paradoks Mary Sue. Prawda jest taka, że w każdej głównej pstaci da się znaleźć takie cechy, dlatego że, uwaga uwaga, główne postaci MUSZĄ się czymś takim charakteryzować, co sprawia, że czytelnik może się do nich w jakikolwiek sposób ustosunkować. Daphne, na przykład, jest piękna, twarda i arogancka. Moja Nathaly, wrodzony talent pokazowy. Hanna od Many (choć leniuch i obżartuch) potrafi rozmawiać z Pokemonami. Michał Zoldrey wymiata z kataną i ma w oczach czerwone reflektory. I tak dalej, i tak dalej... Mam nadzieję, że zrozumiałaś moje wywody, i że autorzy wyżej wspomnianych blogów mnie nie zlinczują ;p Ale sorry, taka prawda. Bohater musi mieć w sobie coś merysujskiego, żeby można było cokolwiek o nim napisać. Cała sztuka w tym, żeby nie przesadzić. Przecież każdy ma mocne strony i słabe też, co nie?
Ok, biegnę czytać dalej, a jak ogarnę całość, dorzucę do linków ;)
Pzdrówki!
Nath
Bardzo dziękuję za komentarz. Ja kocham Scooby-Doo i jak dla mnie mogłabym to oglądać na okrągło. Cóż mogę powiedzieć. Z pewnością się z Tobą zgodzę co do mojej Daphne. Jest fanką różu i wszelkich innych słodkości, ale potrafi pokazać pazura. Może w pierwszym rozdziale za bardzo nie widać tych wad, ale w pozostałych Candy nie jest święta. I w sumie rozumiem. Każdy bohater ma w sobie mały procent Mary Sue. Jeszcze raz dzięki.
Usuń