czwartek, 20 lipca 2017

Rozdział drugi

- Dlaczego jesteś cała w ketchupie? - zdziwił się wujek, kiedy pewnym krokiem przekroczyłam jego olbrzymie biuro. - Candy. Zachowuj się jak na młodą damę przystało. - upomniał mnie, kiedy położyłam nogi na jego ogromnym, mahoniowym biurku plamiąc przy tym ważne dokumenty. Wujek załamał ręce. - Niczego się wczoraj nie nauczyłaś?
- Nauczyłam. - oznajmiłam obojętnym tonem przeglądając w internecie śmieszne memy z Pokemonami. - Mam najgorszego wujka na świecie. W rzeczywistości każdy ma mnie daleko w poważaniu, ale nie zamierzam się zmienić w cukierkową, miłą dziewczynkę, aby nawiązać zdrowe relacje. Wolę być wredną, samotną Daphne. - wyznałam z udawanym entuzjazmem.
- Jak zawsze zachowujesz się niedojrzale. Twoja matka nie byłaby zadowolona...
- Nie mów mi co ona o tym sądzi! - zdenerwowałam się. Wstałam gwałtownie z czarnego, skórzanego fotela z irytacją wymalowaną na twarzy. - Nigdy w moim towarzystwie nie wspominaj o tej kobiecie. Tak samo o Deanu. - ochłonęłam lekko, kiedy zajęłam miejsce na fotelu krzyżując ręce. - Oni już dawno zostali przekreśleni z mojego życia. Teraz ty wszystko zepsułeś. - wyszeptałam. - Nie mam rodziny.
Wstałam ponownie z siedzenia, aby opuścić dobrze znane mi miejsce. Biuro wujka widywałam kilka razy w ciągu dnia. Znałam doskonale wszystkie skrytki, w których przechowywał nie tylko cenne dokumenty, ale i drogie cygara czy słodycze, które mu podkradałam. Czasami odnosiłam wrażenie, że doskonale wiedział o moich małych przestępstwach i sam dokupywał więcej słodkości. 
Biuro wujka było naprawdę ogromne. W samym centrum znajdowała się duża lada, na której stało zdjęcie jego ukochanej córki. Widywał ją bardzo rzadko z powodu byłej żony. Czasami jak wracałam późnymi wieczorami do domu widziałam go w okropnym stanie podchmielenia z rozczochranymi włosami, rozpiętą koszulą, butelką drogiego whiskey w dłoni oraz podkrążonymi oczami od płaczu. Obok niego spoczywał album ze zdjęciami Sophie. Chociaż tego nie okazywałam, martwiłam się o niego, ale niestety sam sobie zapracował na taki los. Dalej stało zdjęcie jego i mojej mamy z młodzieńczych lat, którego szczerze nienawidziłam, zegar oraz flakonik z białymi kwiatkami. Przy biurku stały też skórzane fotele, a na ścianie wisiał olbrzymi obraz przedstawiający starego, surowego mężczyznę liczącego pieniądze. Podobno był to brat ojca mojej mamy i wujka. Jakiś poważny mafioza, który wprowadził wujka w ten nielegalny świat. Ściany miały kolor kawy z mlekiem, mahoniowe szafy otaczały pomieszczenie, a na podłodze leżał beżowy, puszysty dywan.
Naprzeciwko mnie siedział mężczyzna, który poświęcił mi dwa lata swojego życia, aby użerać się ze smutną, zagubioną, buntowniczą nastolatką. Harold DeCatney jest czterdziestopięcioletnim mężczyzną, który pokazał mi jakie życie bywa ciężkie. Wujek dbał o swój wygląd. Normalką było to, że posiadał umięśnione ciało oraz urok osobisty działający na kobiety jak magnez. Posiadał szmaragdowe oczy z ukrytymi iskierkami, orli nos, duże usta, powalający, śnieżnobiały uśmiech. Ciemnobrązowe włosy z coraz widoczną siwizną układał w najmodniejsze fryzury. Kobiety jeszcze bardziej szalały za jego kilkudniowym zarostem. Do tego miał dobre poczucie stylu. Ubierał się najczęściej w koszulę, jeansy oraz eleganckie buty.
- Jak możesz tak mówić? - powiedział z lekkim załamaniem. - Prawda jest taka, że bliscy i ... Pokemony będą się o ciebie troszczyć. Poza tym chciałabyś chyba przypomnieć sobie swoje dobre chwile z dzieciństwa. - podsunął mi duże, różowe pudełko z kolorowymi makaronikami.  Z szybko bijącym sercem otworzyłam je.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to moja fotografia z drużyną Pokemonów. Mój ukochany pierwszy stworek przytulał się do mnie mocno. Później było zakurzone pudełko z odznakami z Hoenn i medal za dostanie się do Top 32 uczestników. Miałam tylko dziesięć lat, a to co zdobyłam było dla mnie ogromnym sukcesem. To stało się przed wypadkiem, zanim przeszłam traumę i zaczęłam obarczać się winą. Dalej znajdowała się tam masa zdjęć, rysunków, wspomnień oraz list... od matki na osiemnaste urodziny. Nawet nie pamięta, kiedy mnie urodziła. Spóźniła się z życzeniami całe dwa miesiące. 
- One na ciebie czekają. - wyszeptał. - Przebywają w Kalos. Na pewno za tobą tęsknią.
- Nie mogą. - powiedziałam załamana. Dolna warga zaczęła mi lekko drżeć. Walczyłam ze sobą, aby się nie rozpłakać. - Nigdy mi nie wybaczą tego co im zgotowałam. Taki okropny los. Nienawidzą mnie.
- Wmawiasz to sobie. - powiedział spokojnym tonem. - Największą krzywdę jaką im wyrządziłaś to wypuszczenie na wolność. One chciałby być z tobą w tej trudnej chwili. Nigdy nie przestały cię kochać.
- Powiedział mężczyzna, który handluje Pokemonami. - rzuciłam sarkastycznie przypominając sobie prawdziwy cel spotkania.
- Nie chcę, abyś spieprzyła sobie życie.
- Już za późno. -  oznajmiłam z uśmiechem. - Moje życie jest do bani. Zniszczyłam moją drużynę, nie znam ojca, nienawidzę mojej matki, z Deanem nie chce utrzymywać bliższych kontaktów, straciłam wszystkich przyjaciół i zostałam przez ciebie wywalona z domu.
- Zyskałaś prawdziwego przyjaciela. - stwierdził. Pokazał mi na wielkim telewizorze Ericka, który dyskutował z jednym z bodygardów wuja. Wyglądał przy nim jak mały, chudy chłopiec. Idiota. Zaraz znowu oberwie. - I Pokemon. - tym razem na ekranie pokazał się ten mały, wredny Eevee, który ponownie dokuczał Barry'emu. - Masz. - podsunął w moją stronę prawdziwą perełkę. Mój stary, jasnoróżowy Pokedex, i Pokeballe należące do stworków ze starego zespołu. Były one dość zarysowane i brudne. I jeszcze całkiem nowa szkatułka na odznaki. - Przekonaj się sama czy twoje Pokemony naprawdę cię nienawidzą. Przy okazji zabierz ze sobą Eevee. Na pewno się dogadacie. Barry nie daję sobie z nim rady. Ta szkatułka to na szczęście.
- I myślisz, że po twoim kazaniu wyruszę w podróż? Z tych rzeczy jestem tylko pewna, że Erick jest moim najlepszym kumplem. - wyznałam chłodno. - Nie zamierzam niszczyć życia moim starym Pokemonom. A te pamiątki schowaj. Nie są one mi potrzebne. Podobnie jak tamten Pokemon.
Wstałam obdarzając wujka chłodnym spojrzeniem. Trzasnęłam mocno drzwiami. Skierowałam się do mojej szafki zabierając z niej kombinezon i inne pierdoły, przed budynkiem spotkałam Ericka siedzącego niespokojnie na ławce.
- Następnym razem tutaj nie przychodź. - powiedziałam chłodnym tonem. - Możesz sprowadzić na swoją rodzinę wielkie nieszczęście. Takim ludziom lepiej nie podpadać. Sama sobie poradziłam. Bez twojej pomocy.
- Co się wydarzyło? - chwyta kierownicę mojego roweru.  - Płaczesz.
- Wydaję ci się. - odwróciłam wzrok. - Chce po prostu przemyśleć niektóre sprawy. W samotności. - oznajmiłam zdejmując mu rękę z kierownicy. Wskoczyłam na rower w celu odjechania, ale nastolatek chwycił za bagażnik i obdarzył mnie ciepłym wzrokiem.
- Czekam na ciebie w domu. - posłał mi delikatny uśmiech i powoli odsunął swoją dłoń. Przez ten czas panowała między nami dość przyjemna cisza, w której zdążyłam w miarę uspokoić oddech. Szybko odjechałam.
Słońce było wysoko na niebie. Ciepłe promienie delikatnie łaskotały moją bladą skórę. Włosy tańczące na wietrze zdecydowanie przeszkadzały mi w jeździe. Dawno minęłam tętniące życiem Laverre i skierowałam się na drogę numer czternaście prowadzącą do Lumiose. Na tej spokojnej ścieżce wśród ogromnych drzew, soczystych owoców, pięknych zapachów oraz śpiewu ptaków pozwoliłam sobie na uwolnienie emocji, rozdrapanie ran, które od dawna były zaklejone ogromnym, starym plastrem. W tej chwili został on boleśnie zerwany i sprawił, że wszystkie moje wspomnienia w jednej chwili wróciły z niezwykle zdwojoną siłą.
Nie płakałam od momentu pożegnania się z ostatnim Pokemonem. Nie uroniłam łzy, kiedy usłyszałam tyle strasznych rzeczy od mamy, gdy zostawiła mnie u wujka i nigdy nie wróciła. Nie płakałam, kiedy Dean postanowił opuścić mnie bez żadnego słowa pożegnania. Nie płakałam, kiedy znajomi po pijaku mówili jaka jestem okropna i rzucali niecenzuralne słowa na mój temat. Rozpłakałam się w momencie, kiedy zrozumiałam, że zostałam sama. Na zawsze.
Tylko Erick został moją nadzieją na lepsze życie.
Oparłam rower o dużą wierzbę rosnącą cztery metry od przepaści. Usiadłam pod magicznym drzewem ukrywając się pod tańczącymi, elastycznymi gałęziami. W oddali widziałam malutką Wieżę Pryzmatu mieniącą się kolorami. W tym miejscu dokładnie osiem lat temu razem z moim pierwszym Pokemonem obiecałam sobie, że zostaniemy mistrzami. Wszystko było wtedy idealne. Kochałam Pokemony i uwielbiałam z nimi przebywać, z mamą miałam dobry kontakt, a z Deanem byliśmy nierozłączni. Nawet podróżowaliśmy razem przez Hoenn.
Najlepsze czasy.
- Wyglądasz paskudnie. - skomentował mały stworek zjadając jagodę. - Teraz to dopiero moglibyśmy wystraszyć tego debila. - popatrzyłam na moje nogi, które były oblepione ketchupem.
-Dziękuję słodki futrzaku. Dlaczego tutaj przylazłeś? - podniosłam prawą brew domagając się odpowiedzi. Pewnie z rozmazanym tuszem do rzęs wyglądałam jeszcze straszniej.
- Lubię popatrzeć na ludzie nieszczęście. Czuję się wówczas taki szczęśliwy i podbudowany. Takie hobby. - nie wiedziałam czy Eevee mówi to poważnie czy tylko się ze mną droczy. - Poza tym miałem dość tej pierdoły, a ty zaoferowałaś całkiem ciekawą wycieczkę krajoznawczą.
- Kiedy wepchałeś się do mojego koszyka z rzeczami z pracy? - zdziwiłam się, że wcześniej go nie zauważyłam.
- Jak byłaś pochłonięta rozmową ze swoim chłopakiem. Całkiem spoko z niego gościu. Oferuję żarcie za darmo. - przyznał. - Wydajesz się o wiele ciekawszym towarzyszem niż banda tamtych kretynów. Powiedzmy, że w minimalnym stopniu cię polubiłem. - tym wyznaniem to mnie zaskoczył. - Co nie oznacza, że będziemy partnerami. Mam naprawdę ambitne plany do zrealizowania. Chcę zdobyć Puchar Mistrza jako najsilniejszy Pokemon. Niestety potrzebna mi jest jakaś pierdoła, która by mnie reprezentowała. - na buzi pojawił mu się chytry uśmieszek. Czyli o mnie chodzi. - Co prawda mój idealny trener powinien być wysportowanym, ambitnym młodzieńcem wzbudzającym strach we swoich przeciwnikach. Na początku wystarczy mi, że jesteś wredna jak ja. No i chwilowo odstraszasz wszystkich.
- Yyyy... dziękuję. - nie wiedziałam czy miałam odebrać to jako kpinę czy komplement. - Sam też nie jesteś idealny. Wolałabym Pokemona, który wyglądałby jak twardziel, a nie małej, puchatej kulki nadającej się do pokazów. No to oświecisz mnie, dlaczego miałabym wyruszyć w podróż?
- Chce zostać mistrzem. - oznajmił. - Poza tym nie masz dachu nad głową, nikt cię nie lubi, pragniesz się stąd wyrwać i odnaleźć swoich podopiecznych.
- Skąd wiesz? - zdziwiłam się. - Jakim cudem znasz ludzką mowę?
- Zostańmy przy tym, że ja będę walczył, a ty będziesz moją głupią trenerką. Nie zamierzam się wdawać z tobą w bliższe kontakty. Zakaz głaskania, przytulania, chowania do Pokeballa. Inaczej mogę ugryźć.
- Wystarczy, że nie będziesz się odzywał. Nie mam ochoty rozmawiać z uroczą kulką. - sztucznie się nim zachwyciłam. - Jak się będziesz odzywał to zabiorą cię na bolesne eksperymenty czy wystawy.
- Będę milczał. - powiedział ponuro. - Jak będziemy sami to wtedy cię podenerwuje.
- Jak chcesz futrzaku.


- Jesteś jedną z najbardziej szalonych i głupich osób jakie niestety miałem przyjemność poznać. - wyznał ze skwaszoną miną mały Pokemon. - I do tego jesteś żałosna.
- Zaczynam żałować, że zgodziłam się zostać twoją trenerką. Jesteś wkurzającym bucem. Szkoda, że nie wywaliłam cię z koszyka w czasie jazdy. - spiorunowałam go wzrokiem. Bezceremonialnie popchałam go w krzaki jagód, kiedy przeskoczyłam przez niski płotek ogrodu Ericka. Posiadał on naprawdę uroczy domek bijący ciepłem, rodzinną atmosferą i pachnący różami, ciasteczkami i cynamonem. Ściany miały odcień kremowy, a dachówka była ciemnobrązowa. Na każdym parapecie oprócz prowadzącym do pokoju nastolatka znajdowały się doniczki z kolorowymi kwiatkami. Sam ogród robił olbrzymie wrażenie. Był mały, ale przepełniony grządkami warzywnymi, ziołami, jagodami oraz pachnącymi kwiatkami. Obok domku mieściło się Centrum Pokemon.
- Dlaczego nie możemy wejść jak cywilizowane istoty do mieszkania? Wystarczy, że zadzwonisz do drzwi. - powiedział z irytacją.
- Wyglądam jak niewyspany potwór. - pokazałam mu moją twarz. Rozmazany makijaż, rozczochrane włosy i zły stan psychiczny. - Nie może zobaczyć mnie w takim stanie.
- Rzeczywiście jesteś brzydka. - stwierdził, kiedy położyłam go na parapecie i ze złością wypisaną na buzi obdarzyłam srogim spojrzeniem. Dopiero jak byłam jedną nogą w pokoju Ericka a drugą w ogrodzie zdałam sobie sprawę, że chłopak przebywa w swoim królestwie.
- Aaaa! - pisnęłam, kiedy zobaczyłam go bez bluzki. Chłopak podskoczył gwałtownie z powodu nagłego krzyku i zaczerwienił się jak burak, kiedy mnie zobaczył. Chwyciłam Eeveego, aby zakryć oczy. Cholernie się zawstydziłam.
- Przepraszam. - zaczął się tłumaczyć próbując zakryć swoją klatkę piersiową czarną bluzką. Eevee był zdegustowany całą sytuacją.
- Walcz! - wrzasnęłam na Pokemona. - Stalowe Skrzydła! Leć!
- Co? - zdziwili się obaj równocześnie.
Rzuciłam liska, aby poleciał całkowicie zapominając, że nie jest ptakiem. Ten wpadł w ramiona Ericka.
Zaczerwieniłam się cała na twarzy. Zasłoniłam oczy. Zachowywałam się jak wstydliwa piętnastolatka, która dopiero zaczęła interesować się płcią przeciwną. Erick przeżywał podobne problemy. Zauważyłam, że posiada umięśniony brzuch, wyraźnie obrysowane ramiona i tatuaż.
Po krępującym zdarzeniu osiemnastolatek wybuchł śmiechem.
- Będziesz zawodową trenerką. - szybko założył na siebie bluzkę. - Latający Eevee?! Tego jeszcze nie widziałem. Czyżbyś odkryła nową formę ewolucji?
Jego śmiech był zaraźliwy.
- Twoja mina była lepsza. - stwierdziłam. - Nie spodziewałeś się takiego ataku?
- Nie wiedziałem w ogóle, że posiadasz Pokemona. - przyznał, kiedy nasze oddechy się uspokoiły. - Myślałem, że nie bawisz się w trenera.
- Ten uroczy maluch. - stworek posłał mi spojrzenie przepełnione nienawiścią.  - przyczepił się do mnie. Taki mały, wkurzający Pokemon. Nie wiem czy możemy nazwać się partnerami.
- Idealnie do siebie pasujecie. - stwierdził przybierając minę filozofa. - Tak samo się nienawidzicie, uwielbiacie się wkurzać nawzajem, macie humorki oraz za uroczym wyglądem kryje się wredny charakter. - wyznał. - Powiedz mi tylko, dlaczego weszłaś przez okno?

Zostałam zaproszona na obiad u rodzinki Ericka. Państwo Grayson byli niezwykle mili, ale pomimo rodzinnej i ciepłej atmosfery byłam lekko spięta. Siedząc z nim przy jednym stole zauważyłam jak osiemnastolatek jest podobny do rodziców i sióstr.
Widok na cały stół przysługiwał panu domu, czyli Henry'emu Grayson'owi. Był on wysokim, krzepkim mężczyzną z krótkimi blond włosami, wyraźnie zarysowaną żuchwą, kilkudniowym zarostem oraz szmaragdowymi oczami przepełnionymi troską i ojcowską dumą. Miał on bladą skórę, umięśnioną sylwetkę oraz mocny głos. Sprawiał wrażenie dobrego i zabawnego. Biła od niego pewność siebie i duma. Mógł mieć czterdzieści pięć lat lub więcej. Zawodowo pracuje w branży budowniczej. Był ubrany w czerwono-zieloną koszulę i ciemne jeansy.
Naprzeciwko niego siedziała żona. Byłam zdziwiona, kiedy zobaczyłam uśmiechniętą siostrę Joy. Ta miła kobieta całkowicie inaczej wyglądała w rozpuszczonych włosach, jednak nadal była tą samą wesołą osobą. Miała na sobie jasnoróżową bluzkę, białe spodnie oraz bordowe pantofle.
Po lewej stronie od pana Graysona siedziała jego dwudziestoletnia córka Anabell. Miała ona krótkie blond włosy, mocny makijaż, jasnoniebieskie oczy oraz opaloną cerę. Była to śmiała, wiecznie uśmiechnięta dziewczyna z ogromnym zapałem. Miała na sobie miętową bluzkę z cienkimi, białymi paskami, jasnoróżowe spodenki oraz oryginalne czarne rajstopy. Obecnie studiuje pielęgniarstwo, ale jej życiowym marzeniem, które powoli się spełnia jest trasa koncertowa z zespołem po Kalos. Posiada małego, muzycznego ptaka przypominającego drozda.
Obok Anabell siedziała Molly, czyli żywiołowa dwunastolatka pragnąca zostać księżniczką. Na swój sposób jest naprawdę uroczą dziewczynką. Jest uparta jak but i ambitna jak mało kto. Widocznie wszystkie pociechy odziedziczyły po ojcu blond włosy. Miała długie włosy, jasną cerę, prosty nosek i błękitne oczy. Jak na swój wiek była bardzo niska. Była ubrana w jasnoróżową sukienkę, a na głowie miała wianek z białych kwiatów.
Naprzeciwko Molly siedział uśmiechnięty Erick. Rozmawiał ze wszystkimi, śmiał się wniebogłosy i dokuczał siostrom. Wyglądał jak młodsza kopia swojego ojca. Te same szmaragdowe oczy, blond włosy, wyraźnie zarysowane kości policzkowe i wysoki wzrost. Chłopak miał na sobie czarną bluzkę z krótkim rękawem, luźne, jasnoniebieskie spodnie i sexy, żółte skarpetki.
Dana przygotowane przygotowane przez siostrę Joy były naprawdę apetyczne. Pyszna zupa krem z dyni z grzankami, stek, brokuły i ziemniaki piętrzyły się na stole, a ja nie mogłam przełknąć ani kęska. Czułam się, że nadużywam ich gościnności i po prostu przeszkadzam. Jeszcze dzisiaj zamierzałam opuścić Laverre i pociągiem udać się do Shalour w celu zamieszkania lub przynajmniej przechowania dobytku i udania się w samotną podróż.
- Skarbie, zjedz coś. - zachęciła mnie miłym uśmiechem siostra Joy., kiedy mieszałam łyżeczką w zupie. - Musisz naprać sił. Od wczoraj nic porządnego nie zjadłaś. Twój Pokemon ma większy apetyt niż ty. - wskazała na Eeveego siedzącego na dywanie i proszącego swoimi słodkimi oczkami o trzecią porcję. Obok niego siedziała Luna oraz mały drozd dziobiący ziarna.
- Daphne. - Erick podsunął mi talerz brokuł. - To twoje ulubione warzywo. Daj przykład Molly. Pokaż, że tylko prawdziwe twardzielki jedzą brokuły.
Najmłodsza osoba przy stole ostentacyjnie prychnęła.
- Nigdy nie zjem tego obrzydlistwa. - stwierdziła. Uśmiechnęłam się lekko. Nabiłam na widelec brokuła.
- Jestem prawdziwy dinozaurem. - oznajmiłam. - Uwielbiam zjadać drzewa.
Wtedy wszystko nabrało tempa. Pokonałam tą barierę i znacznie otworzyłam się na ludzi. Byłam miła, ze aż strach. Rozmawialiśmy głośno, śmialiśmy się głównie z ciekawych historii z dzieciństwa Ericka na co od zaczerwienił się ze wstydu.
Późnym po południem, kiedy pakowałam ciuchy tą czynność przerwał mi Erick. Stał opart o framugę drzwi trzymając ręce w kieszeniach.
- Powinnaś się wypakować, a nie pakować. - zażartował. Zmienił ton na poważniejszy, kiedy zignorowałam jego uwagę. - Dokąd się wybierasz?
- Do Shalour. - wyznałam. - Będę kilka dni u dziadków i wyruszam w podróż.
- Podjęłaś tą decyzję przez rozmowę z twoim wujkiem? Wręczył mi pudełko z twoimi pamiątkami z dzieciństwa. Odznaki z Hoenn rzuciły mi się w oczy. Podobnie jak zdjęcie z twoimi podopiecznymi.
- Kto pozwolił ci grzebać z moich rzeczach? - zdenerwowałam się.
- Wszystko opowiedział mi twój wujek. - powiedział spokojnie chłopak. - O tym, że boisz się Pokemonów, o relacji z matką. Wszystko oczywiście powierzchownie. - wyznał. - Dlatego jesteś taka?
- Jaka?
- Zamknięta w sobie, wredna, sarkastyczna, skryta.
- Tak. - oznajmiłam spuszczając głowę z zawstydzenia. - Zrobiłam wiele złego w przeszłości. Nie lubię o tym rozmawiać. Wszystko już pewnie wiesz.
- Nie. Nie wiem, ale chce się dowiedzieć. W swoim czasie. Przyjaciele sobie pomagają Daphne. - unieruchomił mi głowę i zaczął targać po włosach.
- Idiota. - wrzasnęłam pomiędzy wybuchami śmiechu.
Eevee patrzył na to wszystko z politowaniem.




Hej ;D
Jak się Wam podoba rozdział? Jak tam u Was?

12 komentarzy:

  1. W dużym skrócie:
    Super! :D (I te opisy...)
    Eevee, u lil' shit...
    *"I DON'T CARE, I SHIP IT~" playing in the background*
    Błędy, które rzuciły mi się w oczy, już wysłałam. UwU
    Nie powiem, ciekawie się zapowiada. :D I teraz znowu muszę czekać na nowy rozdział grom wie ile... (Powiedziała ta, co pisała jeden przez miesiąc...)
    Weny życzę. : D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ^^. Wstawię rozdział w TEN weekend.

      Usuń
  2. Rozdział świetny. Czytało wsię bardzo przyjemnie. Momenty z Eevee i Daphne, po prostu kocham xD
    Ten mały futrzak ma świetny charakter. Taki wyróżniający się w<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Psst komentarz mi ucięło ;-;

      Usuń
    2. Tak. Ra dwójka to świetny duet. Dziękuję za miłe słowa.

      Usuń
  3. Moment z wtargnięciem do domu Erika został wybitnie opisany, to muszę przyznać XD. Ale idąc dalej w tym kierunku odczułem, że więcej jest opisów niż samej akcji. To mnie osobiście trochę razi, bo to wygląda jakbyś chciała wszystko dokładnie opisać, a to nie zawsze jest wskazane. Wątek odnalezienia pokemonów Daphne ma moim zdaniem wielki potencjał, mam nadzieję, że dobrze go poprowadzisz i poświęcisz mu dużo uwagi. Jak na razie zdecydowanie dialogi są najlepszą częścią tego opowiadania ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że jest więcej opisów, ale ja uwielbiam je tworzyć i przedstawiać. Opisy są dla mnie naprawdę ważne i spróbuję w następnych rozdziałach je w jakimś stopniu zmniejszyć. Dziękuję za komentarz ^^

      Usuń
  4. Zgodzę się z Night Hunterem. Opisów było dużo, a akcji mniej. Trochę to męczyło przy czytaniu.
    Nie lubię gatunku Eevee ale tego to pokochałam. Ma charakterek :D fragment z wejściem do domu Wrocław moim ulubionym w tym rozdziale :D takie: ,,z buta wjeżdżam!" I te stalowe skrzydła XD Fragment z sexy żółtymi skarpetkami również pokochałam. Mała rzecz a cieszy :D
    Niestety coraz bardziej nie lubię głównej bohaterki. W pierwszym rozdziale kreujesz ja na taką twardzielka, teraz wręcz przeciwnie. Poza tym mnie irytuje.
    Tak samo jak wujek. Najpierw ja wywala z domu, potem się troszczy. Wybacz dla mnie to trochę nie realne.
    Dobra lecę dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. * do domu Ericka. Nwm czemu telefon zmienił mi to na Wrocław XD

      Usuń
    2. Zachowanie bohaterki jest trochę dziwne, ale wszystko wyjaśni się w swoim czasie. Candy posiada dwa całkowicie różne osobowości: tą przy znajomych i przy bliskich. Każdy tak ma. Nawet ja. Na początku nowej znajomości jestem niezwykle nieśmiała i zamknięta w sobie. Z bliskimi przyjaciółmi staję się całkowicie inną osobą XD. Taki zabieg zastosowałam też na Candy. Przed wszystkimi zgrywa twardzielkę bez serca, a w rzeczywistości to dobra, ale lekko zagubiona dziewczyna.
      Cieszę się, że spodobał Ci się Eevee. Ten to dopiero prawdziwa gwiazda. Popracuję nad moimi opisami i akcją ^^

      Usuń
  5. A ja tam chcę wierzyć, że wujek nawciskał Daphne tego całego kitu o wspomnieniach i kochających Pokemonach tylko po to, żeby ją podejść psychologicznie, bo potrzebował agenta, który wyruszy w podróż po odznaki (po kiego Dark Siderom tytuł mistrza Pokemon, tak btw? ;d). Inaczej w tej całej organizacji więcej będzie misiów-tulisiów, niż prawdziwych łobuzów. Ja tam wolę taki lżejszy klimat, niż ciężki kaliber organizacji przestępczych, więc nie narzekam. Ogólnie zmieniłabym tę organizację na jakąś wielką korporację z wujkiem w roli prezesa i mistrzem Pokemon koniecznym w celach PRowo-marketingowych. Tak to widzę i wtedy wszyscy mogliby troszczyć się o siebie bezkarnie, nie tracąc mrocznej, przestępczej reputacji ^^
    Rozdział napisany ładnie, przyjemny w czytaniu. Tylko faktycznie, te opisy... Problem nie w tym, że jest ich dużo, tylko trochę niepłynnie są wplecione. Widać to pięknie we fragmencie, gdzie przedstawiasz rodzinę Ericka. Zrobiła się z tego taka trochę tableka. Oczy takie, włosy takie, ubranie takie, zawód taki... i tak wszyscy po kolei. Rozumiesz? Dużo opisów też jest fajne, jeśli się je wplecie odpowiednio w akcję. Także nie rezygnuj z nich proszę, tylko pokombinuj, jak je przemycić w inny sposób.
    Trzymam kciuki i lecę dalej!
    Nath

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy jak tam sprawa z wujkiem. Wszystko wyjaśni się w kolejnych rozdziałach. Dark Side to jest najbardziej oryginalna nazwa spółki handlującej Pokemonami, że ho ho XD. Wiem, że moje opisy są nieco dziwnie wplecione, ale pracuję nad tym. Dziękuję za komentarz.

      Usuń