- Jestem kapitan Toffee. - oznajmił dumnie Eevee przybierając postawę prawdziwego bohatera. - Moim zadaniem jest pokonanie paskudnego potwora zjadającego nasze zapasy słodyczy. Ta bestia jest przebiegła. - powiedział do swoich kompanów. - Jako Wasz kapitan będę musiał się z nią zmierzyć. Ta misja jest niezwykle ryzykowna, ale dla dobra całego świata oddam życie, aby uratować zapasy słodkości.
Pokemon zeskoczył z szafki nocnej prosto na moją twarz. Obudziłam się z głośnym krzykiem. Eevee zapiszczał ze strachu.
- Stary! - zdenerwowałam się. - Odbiło ci? Co ty masz na głowie?
- Zarąbiste słuchawki.
- To mój stanik. - chwyciłam biustonosz i ukryłam pod poduszką czerwona ze wstydu.
- Co to jest stanik? - zainteresował się.
Byłam jeszcze bardziej zawstydzona i zażenowana tą sytuacją.
- Dlaczego grzebałeś w moim plecaku? - zirytowałam się. - I dlaczego moje pluszaki są na półce?
- To załoga statku. - wskazał na pluszowego Chespina i Panchama. - Razem bronimy świat przed cukierkowym potworem.
Podniosłam znacząco prawą brew.
- Nudzi mi się. - wyznał. - Jest prawie siódma rano.
- Normalni ludzie o tej porze śpią. - oznajmiłam. Położyłam się, zakryłam szczelnie pościelą i zamknęłam oczy z zamiarem spania jeszcze dobrych dwóch godzin.
- Odznaka na nas czeka! - wskoczył na mnie. - Nie mamy czasu na marnowanie dnia w łóżku.
- Toffee. - zaczęłam. - Brakuję nam dwóch Pokemonów do wyzwania lidera na pojedynek. Przydałoby się też opracować dobrą taktykę oraz przeprowadzić porządny trening. Nasz wczorajszy był całkiem niezły, ale koniecznie trzeba odnaleźć moich starych podopiecznych.
- To na co czekamy! Z łatwością pokonam tego lidera! A nowych członków drużyny możemy dostać od tego szaleńca.
- Jakiego szaleńca?
- Tego odjazdowego gościa, który wczoraj dał nam dach nad głowa. On z zawodu jest szaleńcem.
- Masz na myśli naukowcem. - zakryłam usta przed wybuchem niekontrolowanego śmiechu. - Możemy poprosić go o startera.
- Właśnie. Chociaż z pewnością dałbym sobie radę sam w starciu z futrzakami tego lidera. - powiedział dumnie.
- Profesor jest fajnym gościem. Miał rację co do Michelle i Lany. Nie zgłosiły tej sprawy sierżant Jenny. Angel omijały szerokim łukiem. Zdobyłam świetną koleżankę. I zobaczyłam prawdziwe perełki kina. W sumie wszystko wyszło na dobre. - wyznałam niespodziewanie. - Chodźmy do Sycamore.
Po godzinie wyszłam z łazienki całkowicie odświeżona. Upał był odczuwalny. Założyłam na siebie czarne szorty, karmazynową bluzkę z krótkim rękawem oraz jasnoróżowe trampki, które kupiłam wczoraj będąc na zakupach z Angel. Śniadanie w Centrum Pokemon minęło nam nadzwyczaj szybko.
Szłam ospałym krokiem do laboratorium Sycamore. Przechodząc obok Wieży Pryzmatu zobaczyłam duży tłum młodych ludzi oraz niezwykłe zamieszanie. Podeszłam bliżej z czystej ciekawości.
Wynajęci mężczyźni sprawnie budowali dużą scenę, ustawiali ławki oraz oświetlenie. Dowodził nimi starszy mężczyzna z dużym brzuchem, elegancko ściętą brodą z widoczną siwizną oraz krzaczastymi brwiami. Miał ciemnozielone tęczówki przepełnione złością, podobnie na twarz wkradły mu się rumieńce z wysiłku spowodowanego ciągłym opieprzaniem robotników. Miał na sobie cylinder, muszkę, żółtą koszulę oraz czarny garnitur i spodnie. Groźnie wymachiwał swoją laską uderzając przy tym jednego z biednych robotników.
Zauważyłam ogromną kolejkę zapisującą się widocznie na jakiś konkurs. Jednak bardziej moją uwagę przykuł stolik wypełniony najróżniejszymi ciastkami. Byłam w niebie. Podeszłam do stolika i oczami zjadałam wszystkie pyszności podobnie jak Toffee.
- Przepraszam. -zagadał mnie nieznajomy. Całkiem przystojny nieznajomy. - Może piękna pani chciałaby spróbować najpierw mojego deseru?
Wskazał na czekoladową muffinkę udekorowaną iście królewsko. Bita śmietana otaczała czekoladową pyszność, która ozdobiona była złotymi i czerwonymi kuleczkami. Niepewnie ugryzłam ciastko.
Rozpłynęłam się. Było to podobne do gorącego pocałunku. Początkowo był niezwykle słodki. Bita śmietana oraz czekoladowa masa komponowały się idealnie. W przełyku poczułam ostrą nutkę chilli. - Niebo w gębie. - rozmarzyłam się.
- Przyjemnie to słyszeć. - oznajmił. - Jestem Christian Lee. - pocałował moją dłoń. Zarumieniłam się. - A twoje imię piękna damo?
- Daphne Callaway. - przedstawiłam się. - Możesz mówić mi Candy.
- Przepiękne imię. - wyznał. - Tak śliczna dziewczyna jak ty jest pewnie zawodową koordynatorką. Swoim wdziękiem oczarujesz publiczność. Zgłaszasz się do najbliższych pokazów?
- Nie. - odsunęłam się od niego. Utrzymywał niebezpieczny dystans. - Jestem trenerką. Nie biorę udziału w pokazach. Co to za zamieszanie?
- Konkurs w pieczeniu Pokeptysiów. - wytłumaczył. - Wielu młodych trenerów podejmuje się upieczenia najpyszniejszej muffiny. Amatorzy razem ze swoimi podopiecznymi mają pokazać nie tylko więź pomiędzy nimi, ale i ogromny talent.
- Wygrasz ten konkurs z zamkniętymi oczami. - uśmiechnęłam się.
- To nie jest nawet moje danie popisowe.
- Potrafisz zrobić jeszcze lepsze ptysie?
- Powiedzmy. Przynajmniej moje Pokemony oraz klienci byli wniebowzięci.
- Masz cukiernię?
- Należy do mojego ojca. - uśmiechnął się. - Pracuję tam na pełen etat. Może chciałabyś zawitać do najsłynniejszej cukierni w Lumiose?
- Tak. - oczy mi zabłysnęły.
- To za dwie godziny zapraszam cię pod ten adres. - zostawił mi wizytówkę, na której wcześniej coś napisał. Pozostawił mi swój numer telefonu. Cwaniaczek.
- Jesteś idealna. - zaczepił mnie starszy mężczyzna, który wcześniej krzyczał na biednych robotników. - Idealnie nadajesz się na trzeciego jurora przewodniczącego konkurs wypieków muffinek. Julie zaraziła się od swojej córki i nie może wziąć udział w wydarzeniu. Spełniasz wszystkie wymagania.
- Jakie wymagania?
- Masz ładną buzię, cukierkowy wygląd, uroczy charakter...
- Uroczy charakter? - zakpiłam.
- Przynajmniej możesz poudawać. - powiedział zmieszany.
- Sorry, stary. To nie dla mnie.
- Darmowe słodycze cię nie przekonują?
- Mów dalej.
- Będziesz mogła spróbować wszystkich słodkości, które zaserwują nam uczestnicy. Od ciebie zależy kto wygra. Tylko nie faworyzuj nikogo. Dostaniesz za to nawet pewną sumkę. My jurorzy na tym świetnie zarabiamy.
- Dobra. Jaki jest haczyk?
- Więc...
Toffee pękł ze śmiechu. Stałam przygarbiona przed lustrem w myślach wymyślając najróżniejsze scenariusze zabicia tego starego dziada. Wyglądałam jak prawdziwa, cukierkowa księżniczka.
Miałam na sobie jasnoróżową sukienkę. Posiadała bufiaste rękawy, falbanki na wykończeniu oraz pachniała słodyczami. Białe rajstopy i czarne pantofelki wyglądały obciachowo. Brokat oraz kokardki we włosach sprawiały, że chciało mi się wymiotować.
- Księżniczko. - rzucił sarkastycznie Eevee. - Twój książę na ciebie czeka. Tylko nie ucieknij mu przed północą.
- Cicho bądź. - powiedziałam zirytowana. - Już mu napisałam, że spotkamy się na konkursie. Toffee - zaczęłam z chytrym uśmieszkiem. - pamiętasz jak oglądaliśmy jednego wieczoru u Ericka występy koordynatorskie?
- Tak.
- W każdej trójce jury musi być ta miła, czyli siostra Joy, ten doświadczony w fachu, czyli nasz cukiernik i stary dziad pan Wilson oraz ta wredna, surowa osoba, której uczestnicy się boją. - wymieniliśmy spojrzenia. - Czas zmienić się w prawdziwego tyrana Toffee.
Zrobiłam mocny makijaż, związałam włosy w wysokiego kucyka za pomocą czarnej kokardy, przygotowałam idealny komplet składający się z karmazynowej bluzki, ramoneski z różnymi przypinkami w kształcie ciasteczek, czarnych spodenek oraz glanów. Założyłam jeszcze okulary przeciwsłoneczne.
- Idealnie. - skomentowałam. - Ty też musisz być odjazdowy. - dałam mu mniejszą parę okularów.
- Like a boss.
Wyszłam z Centrum Pokemon. Przed budynkiem czekała na mnie siostra Joy. Po krótkim spacerze doszłyśmy do pod Wieżę Pryzmatu. Zajęłyśmy wyznaczone miejsca.
- Co z twoją cukierkową kreacją? - załamał się pan Wilson.
- Dobrze wygląda. - zapewniła go uśmiechem pielęgniarka. - Masz pozdrowienia od Ericka. - wyznała. - Chciał się z tobą skontaktować wcześniej, ale nad Laverre przeszła straszna burza, która uszkodziła elektrownię. Całe miasto było bez prądu przez dwa dni.
- ,,To by wyjaśniało, dlaczego się nie odezwał. - pomyślałam. - Nawet wiem kto był sprawcą domniemanego wypadku." - spojrzałam wymownie na Toffee.
Poprawiłam okulary przeciwsłoneczne, które delikatnie zsunęły mi się z nosa. Co prawda oko nie było już spuchnięte, ale musiałam ukryć okropną śliwę. Nałożyłam ogromną warstwę makijażu, aby zakryć ranę. Jednak nadal obawiałam się, że każdy może to zauważyć. Plastry miałam przyklejone na nosie.
- Dobry wieczór. - przywitała się młoda brunetka z promiennym uśmiechem na twarzy. Była niska, przy kości. Miała złote tęczówki, rumiane policzki, pełne, czerwone usta oraz prosty nos. Była ubrana w białą sukienkę w motylki. - Nazywam się Janette. Jestem prowadzącą konkurs cukierniczy. - publiczność zaczęła bić brawo. - Tego wieczoru rozstrzygnie się jedno z najważniejszych wydarzeń dla miłośników słodkości. Młodzi, amatorscy cukiernicy razem ze swoimi podopiecznymi zaprezentują swoje umiejętności. Najpierw zmierzą się w kwalifikacjach, później będzie przerwa na małą przekąskę, ogłoszenie wyników i wielki finał! Oceniać uczestników będą: nasza urocza siostra Joy, słynny cukiernik pan Wilson oraz wymagająca degustatorka Dapne Callaway znana jako Candy. Porcje dla Pokemonów ocenia Toffee - Eevee Candy. Zaczynajmy!
Światła skierowały się na trójkę uczestników. Każdy z nich zaczął przyrządzać muffinki. Kazdy uczestnik doskonale wiedział co robi. Widziałam ich precyzję, pewność siebie oraz promienne uśmiechy wysyłane w stronę jury i widowni. Ich Pokemony czuły się niemal idealnie na scenie i świetnie bawiły się przyrządzają smakołyki. Piękne tło zachodzącego słońca dodawało uroku zwłaszcza jak promienie padały na mieniącą się kolorami Wieżę Pryzmatu.
Moja trzytygodniowa dieta została przekreślona jednego wieczoru. Próbowałam tyle pyszności, że czułam przepływ tych kilogramów. Wszystko tutaj było smaczne, ale musiałam kierować się pewnymi wytycznymi, które ustaliłam z pozostałą dwójką. Przyznawałam punkty za wygląd, smak muffiny, starania w przygotowaniu oraz więź z Pokemonami. Oczywiście zachowywałam obojętną twarz, chociaż za każdym razem toczyłam wewnątrz siebie walkę, aby nie wykrzyczeć jakie to jest cudowne ciastko. Cukiernicy czuli respekt i czasami ze strachem w oczach na mnie spoglądali. Wyrobiłam sobie zdanie wymagającej i wrednej jurorki.
Zapisało się dwudziestu czterech uczestników. Każda runda składała się z prezentacji trzech osób. Musiałam przeżyć nawał słodkości ośmiu rund. W przedostatniej na scenie pojawił się Christian. Jego jasnozielone oczy przeszywały mnie na wylot, że aż ciarki przeszły mi po plecach. Kruczoczarne włosy miał spięte w całkowitym nieładzie. Piegi dodawały mu uroku. Miał na sobie szary podkoszulek, czarną koszulę, jeansy, biały fartuch z liczbą dwadzieścia oraz granatowe trampki.
Towarzyszył mu jasnoniebieski Pokemon przypominający galaretkę. Ditto jak dobrze pamiętam. Stworek z Kanto. Obok niego dumnie kroczyła uroczo słodka Fennekin z różową kokardką na głowie. Od razu widać, że to prawdziwa dama nienawidząca walk w przeciwieństwie do Luny Ericka.
Christian dobrze wiedział jak zrobić niezłe przedstawienie. Rzucił urok na publiczność. Z takim wdziękiem robił muffinkę, że nikt nie odrywał od niego wzroku. Jego Ditto zmieniał się w różne Pokemony i wyprawiał różne wygłupy bawiąc wszystkich. Fennekin upiekła ciastko za pomocą ognistych ruchów używając przy tym akrobatyki. Wykonywałam salta i fikołki. Prawdziwe show.
- No proszę. - posłał mi uroczy uśmiech, kiedy podał wszystkim sędziom swój przysmak. - Nie wiedziałem, że jesteś zawodową degustatorką. - mrugnął do mnie. Podniosłam prawą brew znad okularów. Obdarzyłam go chłodnym spojrzeniem. - Rzuciłaś na mnie urok.
Dlaczego on robi takie dobre ciastka? Tym razem przyrządził kokosowy przysmak z czekoladową polewą, gorącymi malinami oraz puszystym biszkoptem. Było ono o wiele lepsze niż czekoladowa delicja, którą wcześniej miałam przyjemność spróbować.
Po ostatniej rundzie nadeszła mała przerwa na przekąski dla publiczności oraz ogłoszenie wyników. Mieliśmy wybranych trzech faworytów, którzy musieli za wszelką cenę wystąpić w finale. Fantastycznie się spisali.
- Zadzwoń do Ericka. - oznajmiła siostra Joy. - Ma dla ciebie małą niespodziankę.
W kilka minut dotarłam do Pokecentrum. Zajęłam miejsce przed komputerem. Wystukałam jego domowy numer i oczekiwałam na kontakt. Po kilku sekundach zobaczyłam na ekranie Anabelle jedzącą kolację.
- Hej. - pomachałam do niej przyjaźnie.
- Cześć Candy. - uśmiechnęła się. - Erick zaraz przyjdzie. Poszedł na chwilę do mamy. Widziałam cię w telewizji. Zawodowa degustatorka słodyczy. Głupi ma zawsze szczęście!
- Dzięki.
- Za niecały tydzień mam mieć koncert w Santalune. Mam cię widzieć w pierwszym rzędzie inaczej dostaniesz ode mnie w tyłek.
- Pewnie. - rzuciłam sarkastycznie. - Myślisz, że chce mi się słuchać twojego potwornego fałszu.
- Erick! - wrzasnęła niespodziewanie Anabelle. - Twoja dziewczyna dzwoni!
- Co?! - usłyszałam dziewczęcy pisk.
Zobaczyłam blond czuprynę chłopaka, który był cały czerwony z zawstydzenia. Podobnie jak on przybrałam rumianą buzię. Byłam skrępowana.
- Daphne! - ucieszył się. - Nawet nie wiesz jak się... - chłopak przewrócił się na prostej drodze. Ah ta moja ofiara losu. - Fajne, że zadzwoniłaś.
- Tak. - uśmiechnęłam się. - Jak tam u ciebie?
- Mam w końcu święty spokój.
- Nie masz już takiej upierdliwej dziewczyny na głowie.
- Taka ulga.
Wybuchnęliśmy śmiechem.
- Patrz. - pokazał mi Pokeball. - Mam tutaj twojego przyjaciela. - z kuli wyskoczył dobrze znany mi czarny lew. Albo raczej lwiątko.
- Pamiętam go. - przypomniałam sobie jak wracałam do domu w noc, kiedy moje życie drastycznie się zmieniło. - Dlaczego go złapałeś?
- Przez ten czas ciebie szukał. - wyznał blondyn, kiedy lwiątko próbowało zrozumieć jak działa to magiczne pudełko. - Postanowiłem ułatwić mu spełnienie jego marzenia. Właśnie załatwiłam ci twojego pierwszego Pokemona.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się. - Więc jedziesz w trasę ze swoją siostrą?
- Dlaczego miałbym zabrać się z nią w podróż? W domu mam jej wystarczająco dość.
- Pomógłbyś jej w ustawianiu instrumentów, sprzęcie, załatwiłbyś wszystkie techniczne sprawy.
- Świetnie sobie z tym radzi.
- Jesteś idiotą. - stwierdziłam. Tyle razy dałam mu jasny sygnał, że w czasie trasy koncertowej Anabelle będziemy mieli możliwość spotkać się wiele razy.
- Kto to? - wyrwał mnie z zamyślenia zdenerwowany głos Ericka. Zobaczyłam obok siebie uśmiechniętego Christiana.
- To mój dobry znajomy. - zaczęłam. - Naprawdę świetny chłopak. - powiedziałam uroczym głosem. Osiągnęłam zamierzony efekt. Wkurzyłam Ericka. - Jest najlepszym cukiernikiem jakiego znam. Piecze przepyszne ciastka. Muszę kończyć. Jestem jurorem w konkursie cukierniczym i zaraz zostaną ogłoszone wyniki.
- Powinnaś trenować przed walką z liderem.
- Wyluzuj stary. - zaczął Christian delikatnie obejmują mnie w talii. - Czasami trzeba się rozerwać.
- Co z dietą?
- Candy posiada naprawdę ładną figurę i może sobie pozwolić na różne słodkości. Widocznie nie doceniasz jej piękna i atutów.
Rozmowa zaszła zdecydowanie za daleko. Ta dwójka jakby chciał rzuciłaby się sobie do gardeł. Szybko przerwałam połączenie.
- Musimy zbierać się na finał. - powiedziałam poważnym tonem omijając czarnowłosego.
Pobiegłam w stronę Wieży Pryzmatu. Odezwało się moje poczucie winy. Za bardzo naskoczyłam na Ericka. I jeszcze wzbudziłam w nim zazdrość. Co on sobie pomyśli?! Pozwoliłam zdecydowanie za dużo cukiernikowi. Powoli i niezauważalnie przekroczył granicę pomiędzy znajomością a czymś więcej. Z drugiej strony nie byłam w żadnym związku, ale czułam się podle z myślą umówienia się z innym chłopakiem za plecami Ericka. Postanowiłam utrzymać dystans.
- Toffee. - znalazłam mojego podopiecznego pobrudzonego czekoladową masą. - Ile ty tego zjadłeś? To nie jest dobre dla twojego zdrowia. Czeka cię porządna kąpiel i trening grubasku.
- Przestań! - odwrócił głowę.
- Wkurzający jak zawsze. - skomentowałam. Zajęłam miejsce obok pana Wilsona.
- Do następnego etapu! - wrzasnęła głośno Janette próbując przekrzyczeć tłum. Na słowa kobiety widownia ucichła. - Dziękuję. Do następnego etapu przechodzą: Christian, Trevor i Lucy.
Teraz zaczęło się prawdziwe show. Christian wybrał swojego Charizarda. Po chwili byłam świadkiem Mega Ewolucji. Czarny smok głośno zaryczał, okrążył w powietrzu swojego trenera oraz publiczność. Zionął jasnoniebieskim płomieniem, których wybuchł tworząc małe, spadające iskierki.
Ta runda należała do innego jurora. Toffee miał zdecydować, który Pokeptyś jest najsmaczniejszy. Mój Pokemon miał prawdziwy dylemat.
- Wybierz tą, która najbardziej ci smakowała. - pogłaskałam go.
Nadeszła wielka chwila. Toffee powoli wyciągnął łapkę w stronę muffinki. Publiczność zamilkła, uczestnicy czekali w napięciu, siostra Joy i pan Wilson zamarli. Emocje jak na grzybobraniu.
- Mamy zwycięzcę! Ogromne brawa dla Lucy Pellson i jej Torchica!
Po wyniosłym przemówieniu pana Wilsona, wręczeniu nagrody, gratulacji oraz pamiątkowej fotografii, którą dostałam w prezencie razem z ustaloną sumą za wykonaną pracę zwinęłam się szybko z miejsca.
Wracając do Centrum Pokemon zostałam zaczepiona przez wysokiego nastolatka w bluzie. Wręczył mi bilet. Na małym papierku zobaczyłam Hawluchę oraz shiny Lucario mierzących się złowrogim spojrzeniem. To było zaproszenie na nielegalną walkę. Ten szczegół bardzo mnie niepokoił. Jeszcze bardziej fakt, że ten Hawlucha przypominał mojego starego członka drużyny...
Moja trzytygodniowa dieta została przekreślona jednego wieczoru. Próbowałam tyle pyszności, że czułam przepływ tych kilogramów. Wszystko tutaj było smaczne, ale musiałam kierować się pewnymi wytycznymi, które ustaliłam z pozostałą dwójką. Przyznawałam punkty za wygląd, smak muffiny, starania w przygotowaniu oraz więź z Pokemonami. Oczywiście zachowywałam obojętną twarz, chociaż za każdym razem toczyłam wewnątrz siebie walkę, aby nie wykrzyczeć jakie to jest cudowne ciastko. Cukiernicy czuli respekt i czasami ze strachem w oczach na mnie spoglądali. Wyrobiłam sobie zdanie wymagającej i wrednej jurorki.
Zapisało się dwudziestu czterech uczestników. Każda runda składała się z prezentacji trzech osób. Musiałam przeżyć nawał słodkości ośmiu rund. W przedostatniej na scenie pojawił się Christian. Jego jasnozielone oczy przeszywały mnie na wylot, że aż ciarki przeszły mi po plecach. Kruczoczarne włosy miał spięte w całkowitym nieładzie. Piegi dodawały mu uroku. Miał na sobie szary podkoszulek, czarną koszulę, jeansy, biały fartuch z liczbą dwadzieścia oraz granatowe trampki.
Towarzyszył mu jasnoniebieski Pokemon przypominający galaretkę. Ditto jak dobrze pamiętam. Stworek z Kanto. Obok niego dumnie kroczyła uroczo słodka Fennekin z różową kokardką na głowie. Od razu widać, że to prawdziwa dama nienawidząca walk w przeciwieństwie do Luny Ericka.
Christian dobrze wiedział jak zrobić niezłe przedstawienie. Rzucił urok na publiczność. Z takim wdziękiem robił muffinkę, że nikt nie odrywał od niego wzroku. Jego Ditto zmieniał się w różne Pokemony i wyprawiał różne wygłupy bawiąc wszystkich. Fennekin upiekła ciastko za pomocą ognistych ruchów używając przy tym akrobatyki. Wykonywałam salta i fikołki. Prawdziwe show.
- No proszę. - posłał mi uroczy uśmiech, kiedy podał wszystkim sędziom swój przysmak. - Nie wiedziałem, że jesteś zawodową degustatorką. - mrugnął do mnie. Podniosłam prawą brew znad okularów. Obdarzyłam go chłodnym spojrzeniem. - Rzuciłaś na mnie urok.
Dlaczego on robi takie dobre ciastka? Tym razem przyrządził kokosowy przysmak z czekoladową polewą, gorącymi malinami oraz puszystym biszkoptem. Było ono o wiele lepsze niż czekoladowa delicja, którą wcześniej miałam przyjemność spróbować.
Po ostatniej rundzie nadeszła mała przerwa na przekąski dla publiczności oraz ogłoszenie wyników. Mieliśmy wybranych trzech faworytów, którzy musieli za wszelką cenę wystąpić w finale. Fantastycznie się spisali.
- Zadzwoń do Ericka. - oznajmiła siostra Joy. - Ma dla ciebie małą niespodziankę.
W kilka minut dotarłam do Pokecentrum. Zajęłam miejsce przed komputerem. Wystukałam jego domowy numer i oczekiwałam na kontakt. Po kilku sekundach zobaczyłam na ekranie Anabelle jedzącą kolację.
- Hej. - pomachałam do niej przyjaźnie.
- Cześć Candy. - uśmiechnęła się. - Erick zaraz przyjdzie. Poszedł na chwilę do mamy. Widziałam cię w telewizji. Zawodowa degustatorka słodyczy. Głupi ma zawsze szczęście!
- Dzięki.
- Za niecały tydzień mam mieć koncert w Santalune. Mam cię widzieć w pierwszym rzędzie inaczej dostaniesz ode mnie w tyłek.
- Pewnie. - rzuciłam sarkastycznie. - Myślisz, że chce mi się słuchać twojego potwornego fałszu.
- Erick! - wrzasnęła niespodziewanie Anabelle. - Twoja dziewczyna dzwoni!
- Co?! - usłyszałam dziewczęcy pisk.
Zobaczyłam blond czuprynę chłopaka, który był cały czerwony z zawstydzenia. Podobnie jak on przybrałam rumianą buzię. Byłam skrępowana.
- Daphne! - ucieszył się. - Nawet nie wiesz jak się... - chłopak przewrócił się na prostej drodze. Ah ta moja ofiara losu. - Fajne, że zadzwoniłaś.
- Tak. - uśmiechnęłam się. - Jak tam u ciebie?
- Mam w końcu święty spokój.
- Nie masz już takiej upierdliwej dziewczyny na głowie.
- Taka ulga.
Wybuchnęliśmy śmiechem.
- Patrz. - pokazał mi Pokeball. - Mam tutaj twojego przyjaciela. - z kuli wyskoczył dobrze znany mi czarny lew. Albo raczej lwiątko.
- Pamiętam go. - przypomniałam sobie jak wracałam do domu w noc, kiedy moje życie drastycznie się zmieniło. - Dlaczego go złapałeś?
- Przez ten czas ciebie szukał. - wyznał blondyn, kiedy lwiątko próbowało zrozumieć jak działa to magiczne pudełko. - Postanowiłem ułatwić mu spełnienie jego marzenia. Właśnie załatwiłam ci twojego pierwszego Pokemona.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się. - Więc jedziesz w trasę ze swoją siostrą?
- Dlaczego miałbym zabrać się z nią w podróż? W domu mam jej wystarczająco dość.
- Pomógłbyś jej w ustawianiu instrumentów, sprzęcie, załatwiłbyś wszystkie techniczne sprawy.
- Świetnie sobie z tym radzi.
- Jesteś idiotą. - stwierdziłam. Tyle razy dałam mu jasny sygnał, że w czasie trasy koncertowej Anabelle będziemy mieli możliwość spotkać się wiele razy.
- Kto to? - wyrwał mnie z zamyślenia zdenerwowany głos Ericka. Zobaczyłam obok siebie uśmiechniętego Christiana.
- To mój dobry znajomy. - zaczęłam. - Naprawdę świetny chłopak. - powiedziałam uroczym głosem. Osiągnęłam zamierzony efekt. Wkurzyłam Ericka. - Jest najlepszym cukiernikiem jakiego znam. Piecze przepyszne ciastka. Muszę kończyć. Jestem jurorem w konkursie cukierniczym i zaraz zostaną ogłoszone wyniki.
- Powinnaś trenować przed walką z liderem.
- Wyluzuj stary. - zaczął Christian delikatnie obejmują mnie w talii. - Czasami trzeba się rozerwać.
- Co z dietą?
- Candy posiada naprawdę ładną figurę i może sobie pozwolić na różne słodkości. Widocznie nie doceniasz jej piękna i atutów.
Rozmowa zaszła zdecydowanie za daleko. Ta dwójka jakby chciał rzuciłaby się sobie do gardeł. Szybko przerwałam połączenie.
- Musimy zbierać się na finał. - powiedziałam poważnym tonem omijając czarnowłosego.
Pobiegłam w stronę Wieży Pryzmatu. Odezwało się moje poczucie winy. Za bardzo naskoczyłam na Ericka. I jeszcze wzbudziłam w nim zazdrość. Co on sobie pomyśli?! Pozwoliłam zdecydowanie za dużo cukiernikowi. Powoli i niezauważalnie przekroczył granicę pomiędzy znajomością a czymś więcej. Z drugiej strony nie byłam w żadnym związku, ale czułam się podle z myślą umówienia się z innym chłopakiem za plecami Ericka. Postanowiłam utrzymać dystans.
- Toffee. - znalazłam mojego podopiecznego pobrudzonego czekoladową masą. - Ile ty tego zjadłeś? To nie jest dobre dla twojego zdrowia. Czeka cię porządna kąpiel i trening grubasku.
- Przestań! - odwrócił głowę.
- Wkurzający jak zawsze. - skomentowałam. Zajęłam miejsce obok pana Wilsona.
- Do następnego etapu! - wrzasnęła głośno Janette próbując przekrzyczeć tłum. Na słowa kobiety widownia ucichła. - Dziękuję. Do następnego etapu przechodzą: Christian, Trevor i Lucy.
Teraz zaczęło się prawdziwe show. Christian wybrał swojego Charizarda. Po chwili byłam świadkiem Mega Ewolucji. Czarny smok głośno zaryczał, okrążył w powietrzu swojego trenera oraz publiczność. Zionął jasnoniebieskim płomieniem, których wybuchł tworząc małe, spadające iskierki.
Ta runda należała do innego jurora. Toffee miał zdecydować, który Pokeptyś jest najsmaczniejszy. Mój Pokemon miał prawdziwy dylemat.
- Wybierz tą, która najbardziej ci smakowała. - pogłaskałam go.
Nadeszła wielka chwila. Toffee powoli wyciągnął łapkę w stronę muffinki. Publiczność zamilkła, uczestnicy czekali w napięciu, siostra Joy i pan Wilson zamarli. Emocje jak na grzybobraniu.
- Mamy zwycięzcę! Ogromne brawa dla Lucy Pellson i jej Torchica!
Po wyniosłym przemówieniu pana Wilsona, wręczeniu nagrody, gratulacji oraz pamiątkowej fotografii, którą dostałam w prezencie razem z ustaloną sumą za wykonaną pracę zwinęłam się szybko z miejsca.
Wracając do Centrum Pokemon zostałam zaczepiona przez wysokiego nastolatka w bluzie. Wręczył mi bilet. Na małym papierku zobaczyłam Hawluchę oraz shiny Lucario mierzących się złowrogim spojrzeniem. To było zaproszenie na nielegalną walkę. Ten szczegół bardzo mnie niepokoił. Jeszcze bardziej fakt, że ten Hawlucha przypominał mojego starego członka drużyny...
Hej :D Jak się Wam podoba rozdział?