niedziela, 20 sierpnia 2017

Rozdział piąty

- Jestem kapitan Toffee. - oznajmił dumnie Eevee przybierając postawę prawdziwego bohatera. - Moim zadaniem jest pokonanie paskudnego potwora zjadającego nasze zapasy słodyczy. Ta bestia jest przebiegła. - powiedział do swoich kompanów. - Jako Wasz kapitan będę musiał się z nią zmierzyć. Ta misja jest niezwykle ryzykowna, ale dla dobra całego świata oddam życie, aby uratować zapasy słodkości.
Pokemon zeskoczył z szafki nocnej prosto na moją twarz. Obudziłam się z głośnym krzykiem. Eevee zapiszczał ze strachu. 
- Stary! - zdenerwowałam się. - Odbiło ci? Co ty masz na głowie?
- Zarąbiste słuchawki.
- To mój stanik. - chwyciłam biustonosz i ukryłam pod poduszką czerwona ze wstydu.
- Co to jest stanik? - zainteresował się.
Byłam jeszcze bardziej zawstydzona i zażenowana tą sytuacją.
- Dlaczego grzebałeś w moim plecaku? - zirytowałam się. - I dlaczego moje pluszaki są na półce?
- To załoga statku. - wskazał na pluszowego Chespina i Panchama. - Razem bronimy świat przed cukierkowym potworem.
Podniosłam znacząco prawą brew.
- Nudzi mi się. - wyznał. - Jest prawie siódma rano.
- Normalni ludzie o tej porze śpią. - oznajmiłam. Położyłam się, zakryłam szczelnie pościelą i zamknęłam oczy z zamiarem spania jeszcze dobrych dwóch godzin.
- Odznaka na nas czeka! - wskoczył na mnie. - Nie mamy czasu na marnowanie dnia w łóżku.
- Toffee. - zaczęłam. - Brakuję nam dwóch Pokemonów do wyzwania lidera na pojedynek. Przydałoby się też opracować dobrą taktykę oraz przeprowadzić porządny trening. Nasz wczorajszy był całkiem niezły, ale koniecznie trzeba odnaleźć moich starych podopiecznych.
- To na co czekamy! Z łatwością pokonam tego lidera! A nowych członków drużyny możemy dostać od tego szaleńca.
- Jakiego szaleńca?
- Tego odjazdowego gościa, który wczoraj dał nam dach nad głowa. On z zawodu jest szaleńcem.
- Masz na myśli naukowcem. - zakryłam usta przed wybuchem niekontrolowanego śmiechu. - Możemy poprosić go o startera.
- Właśnie. Chociaż z pewnością dałbym sobie radę sam w starciu z futrzakami tego lidera. - powiedział dumnie.
- Profesor jest fajnym gościem. Miał rację co do Michelle i Lany. Nie zgłosiły tej sprawy sierżant Jenny. Angel omijały szerokim łukiem. Zdobyłam świetną koleżankę. I zobaczyłam prawdziwe perełki kina. W sumie wszystko wyszło na dobre. - wyznałam niespodziewanie. - Chodźmy do Sycamore.
Po godzinie wyszłam z łazienki całkowicie odświeżona. Upał był odczuwalny. Założyłam na siebie czarne szorty, karmazynową bluzkę z krótkim rękawem oraz jasnoróżowe trampki, które kupiłam wczoraj będąc na zakupach z Angel. Śniadanie w Centrum Pokemon minęło nam nadzwyczaj szybko.
Szłam ospałym krokiem do laboratorium Sycamore. Przechodząc obok Wieży Pryzmatu zobaczyłam duży tłum młodych ludzi oraz niezwykłe zamieszanie. Podeszłam bliżej z czystej ciekawości.
Wynajęci mężczyźni sprawnie budowali dużą scenę, ustawiali ławki oraz oświetlenie. Dowodził nimi starszy mężczyzna z dużym brzuchem, elegancko ściętą brodą z widoczną siwizną oraz krzaczastymi brwiami. Miał ciemnozielone tęczówki przepełnione złością, podobnie na twarz wkradły mu się rumieńce z wysiłku spowodowanego ciągłym opieprzaniem robotników. Miał na sobie cylinder, muszkę, żółtą koszulę oraz czarny garnitur i spodnie. Groźnie wymachiwał swoją laską uderzając przy tym jednego z biednych robotników.
Zauważyłam ogromną kolejkę zapisującą się widocznie na jakiś konkurs. Jednak bardziej moją uwagę przykuł stolik wypełniony najróżniejszymi ciastkami. Byłam w niebie. Podeszłam do stolika i oczami zjadałam wszystkie pyszności podobnie jak Toffee.
- Przepraszam. -zagadał mnie nieznajomy. Całkiem przystojny nieznajomy. - Może piękna pani chciałaby spróbować najpierw mojego deseru?
Wskazał na czekoladową muffinkę udekorowaną iście królewsko. Bita śmietana otaczała czekoladową pyszność, która ozdobiona była złotymi i czerwonymi kuleczkami. Niepewnie ugryzłam ciastko. 
Rozpłynęłam się. Było to podobne do gorącego pocałunku. Początkowo był niezwykle słodki. Bita śmietana oraz czekoladowa masa komponowały się idealnie. W przełyku poczułam ostrą nutkę chilli. - Niebo w gębie. - rozmarzyłam się.
- Przyjemnie to słyszeć. - oznajmił. - Jestem Christian Lee. - pocałował moją dłoń. Zarumieniłam się. - A twoje imię piękna damo?
- Daphne Callaway. - przedstawiłam się. - Możesz mówić mi Candy.
- Przepiękne imię. - wyznał. - Tak śliczna dziewczyna jak ty jest pewnie zawodową koordynatorką. Swoim wdziękiem oczarujesz publiczność. Zgłaszasz się do najbliższych pokazów?
- Nie. - odsunęłam się od niego. Utrzymywał niebezpieczny dystans. - Jestem trenerką. Nie biorę udziału w pokazach. Co to za zamieszanie?
- Konkurs w pieczeniu Pokeptysiów. - wytłumaczył. - Wielu młodych trenerów podejmuje się upieczenia najpyszniejszej muffiny. Amatorzy razem ze swoimi podopiecznymi mają pokazać nie tylko więź pomiędzy nimi, ale i ogromny talent.
- Wygrasz ten konkurs z zamkniętymi oczami. - uśmiechnęłam się.
- To nie jest nawet moje danie popisowe.
- Potrafisz zrobić jeszcze lepsze ptysie?
- Powiedzmy. Przynajmniej moje Pokemony oraz klienci byli wniebowzięci.
- Masz cukiernię?
- Należy do mojego ojca. - uśmiechnął się. - Pracuję tam na pełen etat. Może chciałabyś zawitać do najsłynniejszej cukierni w Lumiose?
- Tak. - oczy mi zabłysnęły.
- To za dwie godziny zapraszam cię pod ten adres. - zostawił mi wizytówkę, na której wcześniej coś napisał. Pozostawił mi swój numer telefonu. Cwaniaczek.

- Jesteś idealna. - zaczepił mnie starszy mężczyzna, który wcześniej krzyczał na biednych robotników. - Idealnie nadajesz się na trzeciego jurora przewodniczącego konkurs wypieków muffinek. Julie zaraziła się od swojej córki i nie może wziąć udział w wydarzeniu. Spełniasz wszystkie wymagania.
- Jakie wymagania?
- Masz ładną buzię, cukierkowy wygląd, uroczy charakter...
- Uroczy charakter? - zakpiłam.
- Przynajmniej możesz poudawać. - powiedział zmieszany.
- Sorry, stary. To nie dla mnie.
- Darmowe słodycze cię nie przekonują?
- Mów dalej.
- Będziesz mogła spróbować wszystkich słodkości, które zaserwują nam uczestnicy. Od ciebie zależy kto wygra. Tylko nie faworyzuj nikogo. Dostaniesz za to nawet pewną sumkę. My jurorzy na tym świetnie zarabiamy.
- Dobra. Jaki jest haczyk?
- Więc...
Toffee pękł ze śmiechu. Stałam przygarbiona przed lustrem w myślach wymyślając najróżniejsze scenariusze zabicia tego starego dziada. Wyglądałam jak prawdziwa, cukierkowa księżniczka.
Miałam na sobie jasnoróżową sukienkę. Posiadała bufiaste rękawy, falbanki na wykończeniu oraz pachniała słodyczami. Białe rajstopy i czarne pantofelki wyglądały obciachowo. Brokat oraz kokardki we włosach sprawiały, że chciało mi się wymiotować.
- Księżniczko. - rzucił sarkastycznie Eevee. - Twój książę na ciebie czeka. Tylko nie ucieknij mu przed północą.
- Cicho bądź. - powiedziałam zirytowana. - Już mu napisałam, że spotkamy się na konkursie. Toffee - zaczęłam z chytrym uśmieszkiem. - pamiętasz jak oglądaliśmy jednego wieczoru u Ericka występy koordynatorskie?
- Tak. 
- W każdej trójce jury musi być ta miła, czyli siostra Joy, ten doświadczony w fachu, czyli nasz cukiernik i stary dziad pan Wilson oraz ta wredna, surowa osoba, której uczestnicy się boją. - wymieniliśmy spojrzenia. - Czas zmienić się w prawdziwego tyrana Toffee.
Zrobiłam mocny makijaż, związałam włosy w wysokiego kucyka za pomocą czarnej kokardy, przygotowałam idealny komplet składający się z karmazynowej bluzki, ramoneski z różnymi przypinkami w kształcie ciasteczek, czarnych spodenek oraz glanów. Założyłam jeszcze okulary przeciwsłoneczne. 
- Idealnie. - skomentowałam. - Ty też musisz być odjazdowy. - dałam mu mniejszą parę okularów.
- Like a boss.
Wyszłam z Centrum Pokemon. Przed budynkiem czekała na mnie siostra Joy. Po krótkim spacerze doszłyśmy do pod Wieżę Pryzmatu. Zajęłyśmy wyznaczone miejsca. 
- Co z twoją cukierkową kreacją? - załamał się pan Wilson.
- Dobrze wygląda. - zapewniła go uśmiechem pielęgniarka. - Masz pozdrowienia od Ericka. - wyznała. - Chciał się z tobą skontaktować wcześniej, ale nad Laverre przeszła straszna burza, która uszkodziła elektrownię. Całe miasto było bez prądu przez dwa dni.
- ,,To by wyjaśniało, dlaczego się nie odezwał. - pomyślałam. - Nawet wiem kto był sprawcą domniemanego wypadku." - spojrzałam wymownie na Toffee.
Poprawiłam okulary przeciwsłoneczne, które delikatnie zsunęły mi się z nosa. Co prawda oko nie było już spuchnięte, ale musiałam ukryć okropną śliwę. Nałożyłam ogromną warstwę makijażu, aby zakryć ranę. Jednak nadal obawiałam się, że każdy może to zauważyć. Plastry miałam przyklejone na nosie.
- Dobry wieczór. - przywitała się młoda brunetka z promiennym uśmiechem na twarzy. Była niska, przy kości. Miała złote tęczówki, rumiane policzki, pełne, czerwone usta oraz prosty nos. Była ubrana w białą sukienkę w motylki. - Nazywam się Janette. Jestem prowadzącą konkurs cukierniczy. - publiczność zaczęła bić brawo. - Tego wieczoru rozstrzygnie się jedno z najważniejszych wydarzeń dla miłośników słodkości. Młodzi, amatorscy cukiernicy razem ze swoimi podopiecznymi zaprezentują swoje umiejętności. Najpierw zmierzą się w kwalifikacjach, później będzie przerwa na małą przekąskę, ogłoszenie wyników i wielki finał! Oceniać uczestników będą: nasza urocza siostra Joy, słynny cukiernik pan Wilson oraz wymagająca degustatorka Dapne Callaway znana jako Candy. Porcje dla Pokemonów ocenia Toffee - Eevee Candy. Zaczynajmy!
Światła skierowały się na trójkę uczestników. Każdy z nich zaczął przyrządzać muffinki. Kazdy uczestnik doskonale wiedział co robi. Widziałam ich precyzję, pewność siebie oraz promienne uśmiechy wysyłane w stronę jury i widowni. Ich Pokemony czuły się niemal idealnie na scenie i świetnie bawiły się przyrządzają smakołyki. Piękne tło zachodzącego słońca dodawało uroku zwłaszcza jak promienie padały na mieniącą się kolorami Wieżę Pryzmatu.
Moja trzytygodniowa dieta została przekreślona jednego wieczoru. Próbowałam tyle pyszności, że czułam przepływ tych kilogramów. Wszystko tutaj było smaczne, ale musiałam kierować się pewnymi wytycznymi, które ustaliłam z pozostałą dwójką. Przyznawałam punkty za wygląd, smak muffiny, starania w przygotowaniu oraz więź z Pokemonami. Oczywiście zachowywałam obojętną twarz, chociaż za każdym razem toczyłam wewnątrz siebie walkę, aby nie wykrzyczeć jakie to jest cudowne ciastko. Cukiernicy czuli respekt i czasami ze strachem w oczach na mnie spoglądali. Wyrobiłam sobie zdanie wymagającej i wrednej jurorki.
Zapisało się dwudziestu czterech uczestników. Każda runda składała się z prezentacji trzech osób. Musiałam przeżyć nawał słodkości ośmiu rund. W przedostatniej na scenie pojawił się Christian. Jego jasnozielone oczy przeszywały mnie na wylot, że aż ciarki przeszły mi po plecach. Kruczoczarne włosy miał spięte w całkowitym nieładzie. Piegi dodawały mu uroku. Miał na sobie szary podkoszulek, czarną koszulę, jeansy, biały fartuch z liczbą dwadzieścia oraz granatowe trampki.
Towarzyszył mu jasnoniebieski Pokemon przypominający galaretkę. Ditto jak dobrze pamiętam. Stworek z Kanto. Obok niego dumnie kroczyła uroczo słodka Fennekin z różową kokardką na głowie. Od razu widać, że to prawdziwa dama nienawidząca walk w przeciwieństwie do Luny Ericka.
Christian dobrze wiedział jak zrobić niezłe przedstawienie. Rzucił urok na publiczność. Z takim wdziękiem robił muffinkę, że nikt nie odrywał od niego wzroku. Jego Ditto zmieniał się w różne Pokemony i wyprawiał różne wygłupy bawiąc wszystkich. Fennekin upiekła ciastko za pomocą ognistych ruchów używając przy tym akrobatyki. Wykonywałam salta i fikołki. Prawdziwe show.
- No proszę. - posłał mi uroczy uśmiech, kiedy podał wszystkim sędziom swój przysmak. - Nie wiedziałem, że jesteś zawodową degustatorką. - mrugnął do mnie. Podniosłam prawą brew znad okularów. Obdarzyłam go chłodnym spojrzeniem. - Rzuciłaś na mnie urok.
Dlaczego on robi takie dobre ciastka? Tym razem przyrządził kokosowy przysmak z czekoladową polewą, gorącymi malinami oraz puszystym biszkoptem. Było ono o wiele lepsze niż czekoladowa delicja, którą wcześniej miałam przyjemność spróbować.
Po ostatniej rundzie nadeszła mała przerwa na przekąski dla publiczności oraz ogłoszenie wyników. Mieliśmy wybranych trzech faworytów, którzy musieli za wszelką cenę wystąpić w finale. Fantastycznie się spisali.
- Zadzwoń do Ericka. - oznajmiła siostra Joy. - Ma dla ciebie małą niespodziankę.
W kilka minut dotarłam do Pokecentrum. Zajęłam miejsce przed komputerem. Wystukałam jego domowy numer i oczekiwałam na kontakt. Po kilku sekundach zobaczyłam na ekranie Anabelle jedzącą kolację.
- Hej. - pomachałam do niej przyjaźnie.
- Cześć Candy. - uśmiechnęła się. - Erick zaraz przyjdzie. Poszedł na chwilę do mamy. Widziałam cię w telewizji. Zawodowa degustatorka słodyczy. Głupi ma zawsze szczęście!
- Dzięki.
- Za niecały tydzień mam mieć koncert w Santalune. Mam cię widzieć w pierwszym rzędzie inaczej dostaniesz ode mnie w tyłek.
- Pewnie. - rzuciłam sarkastycznie. - Myślisz, że chce mi się słuchać twojego potwornego fałszu.
- Erick! - wrzasnęła niespodziewanie Anabelle. - Twoja dziewczyna dzwoni!
- Co?! - usłyszałam dziewczęcy pisk.
Zobaczyłam blond czuprynę chłopaka, który był cały czerwony z zawstydzenia. Podobnie jak on przybrałam rumianą buzię. Byłam skrępowana.
- Daphne! - ucieszył się. - Nawet nie wiesz jak się... - chłopak przewrócił się na prostej drodze. Ah ta moja ofiara losu. - Fajne, że zadzwoniłaś.
- Tak. - uśmiechnęłam się. - Jak tam u ciebie?
- Mam w końcu święty spokój.
- Nie masz już takiej upierdliwej dziewczyny na głowie.
- Taka ulga.
Wybuchnęliśmy śmiechem.
- Patrz. - pokazał mi Pokeball. - Mam tutaj twojego przyjaciela. - z kuli wyskoczył  dobrze znany mi czarny lew. Albo raczej lwiątko.
- Pamiętam go. - przypomniałam sobie jak wracałam do domu w noc, kiedy moje życie drastycznie się zmieniło. - Dlaczego go złapałeś?
- Przez ten czas ciebie szukał. - wyznał blondyn, kiedy lwiątko próbowało zrozumieć jak działa to magiczne pudełko. - Postanowiłem ułatwić mu spełnienie jego marzenia. Właśnie załatwiłam ci twojego pierwszego Pokemona.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się. - Więc jedziesz w trasę ze swoją siostrą?
- Dlaczego miałbym zabrać się z nią w podróż? W domu mam jej wystarczająco dość.
- Pomógłbyś jej w ustawianiu instrumentów, sprzęcie, załatwiłbyś wszystkie techniczne sprawy.
- Świetnie sobie z tym radzi.
- Jesteś idiotą. - stwierdziłam. Tyle razy dałam mu jasny sygnał, że w czasie trasy koncertowej Anabelle będziemy mieli możliwość spotkać się wiele razy.
- Kto to? - wyrwał mnie z zamyślenia zdenerwowany głos Ericka. Zobaczyłam obok siebie uśmiechniętego Christiana.
- To mój dobry znajomy. - zaczęłam. - Naprawdę świetny chłopak. - powiedziałam uroczym głosem. Osiągnęłam zamierzony efekt. Wkurzyłam Ericka. - Jest najlepszym cukiernikiem jakiego znam. Piecze przepyszne ciastka. Muszę kończyć. Jestem jurorem w konkursie cukierniczym i zaraz zostaną ogłoszone wyniki.
- Powinnaś trenować przed walką z liderem.
- Wyluzuj stary. - zaczął Christian delikatnie obejmują mnie w talii. - Czasami trzeba się rozerwać.
- Co z dietą?
- Candy posiada naprawdę ładną figurę i może sobie pozwolić na różne słodkości. Widocznie nie doceniasz jej piękna i atutów.
Rozmowa zaszła zdecydowanie za daleko. Ta dwójka jakby chciał rzuciłaby się sobie do gardeł. Szybko przerwałam połączenie.
- Musimy zbierać się na finał. - powiedziałam poważnym tonem omijając czarnowłosego.
Pobiegłam w stronę Wieży Pryzmatu. Odezwało się moje poczucie winy. Za bardzo naskoczyłam na Ericka. I jeszcze wzbudziłam w nim zazdrość. Co on sobie pomyśli?! Pozwoliłam zdecydowanie za dużo cukiernikowi. Powoli i niezauważalnie przekroczył granicę pomiędzy znajomością a czymś więcej. Z drugiej strony nie byłam w żadnym związku, ale czułam się podle z myślą umówienia się z innym chłopakiem za plecami Ericka. Postanowiłam utrzymać dystans.
- Toffee. - znalazłam mojego podopiecznego pobrudzonego czekoladową masą. - Ile ty tego zjadłeś? To nie jest dobre dla twojego zdrowia. Czeka cię porządna kąpiel i trening grubasku.
- Przestań! - odwrócił głowę.
- Wkurzający jak zawsze. - skomentowałam. Zajęłam miejsce obok pana Wilsona.
- Do następnego etapu! - wrzasnęła głośno Janette próbując przekrzyczeć tłum. Na słowa kobiety widownia ucichła. - Dziękuję. Do następnego etapu przechodzą: Christian, Trevor i Lucy.
Teraz zaczęło się prawdziwe show. Christian wybrał swojego Charizarda. Po chwili byłam świadkiem Mega Ewolucji. Czarny smok głośno zaryczał, okrążył w powietrzu swojego trenera oraz publiczność. Zionął jasnoniebieskim płomieniem, których wybuchł tworząc małe, spadające iskierki.
Ta runda należała do innego jurora. Toffee miał zdecydować, który Pokeptyś jest najsmaczniejszy. Mój Pokemon miał prawdziwy dylemat.
- Wybierz tą, która najbardziej ci smakowała. - pogłaskałam go.
Nadeszła wielka chwila. Toffee powoli wyciągnął łapkę w stronę muffinki. Publiczność zamilkła, uczestnicy czekali w napięciu, siostra Joy i pan Wilson zamarli. Emocje jak na grzybobraniu.
- Mamy zwycięzcę! Ogromne brawa dla Lucy Pellson i jej Torchica!
Po wyniosłym przemówieniu pana Wilsona, wręczeniu nagrody, gratulacji oraz pamiątkowej fotografii, którą dostałam w prezencie razem z ustaloną sumą za wykonaną pracę zwinęłam się szybko z miejsca.
Wracając do Centrum Pokemon zostałam zaczepiona przez wysokiego nastolatka w bluzie. Wręczył mi bilet. Na małym papierku zobaczyłam Hawluchę oraz shiny Lucario mierzących się złowrogim spojrzeniem. To było zaproszenie na nielegalną walkę. Ten szczegół bardzo mnie niepokoił. Jeszcze bardziej fakt, że ten Hawlucha przypominał mojego starego członka drużyny...



Hej :D Jak się Wam podoba rozdział?

5 komentarzy:

  1. Halo halo, dzień dobry (a raczej już dzień dobre południe? przed chwilą była 10, jezu). Komentuję tu po raz pierwszy i mam nadzieję, że nie ostatni! C: Pierwotnie miałam w planach pozostawić ślad po sobie pod każdym rozdziałem, ale z własnego doświadczenia wiem ile byłoby z tym roboty, tak więc piszę jeden długi komentarz pod najnowszym postem (i mam nadzieję, że będzie ładny, składny i dostrzegalny - chociaż z tym drugim można jeszcze polemizować).

    Zanim zabrałam się za czytanie, pozwoliłam sobie przeczytać krótki opisik o czym to będzie i o co chodzi (czyli peirwszy post jaki wstawiłaś). Już pewnie niejedna osoba pochwaliła Cię za niecodzienny i oryginalny pomysł, tak więc nie będę tego robić (oczywiście chwalę Cię, chwalę, bo bohaterki szerzącej poke-antypatię jeszcze nie było). Pierwsza część pierwszego rozdziału mogłaby idealnie wpasować się jako wstęp do opowieści o jakiejś mafii albo do fanfika o FairyTail (chyba jedyne anime, które trawię do dziś dzień XD"). Daphne i Erick od początku wysławiali się dość chaotycznie, jednak ich slang po głębszym wczytaniu się stał się dla mnie wystarczająco zrozumiały i później już czytałam bez problemu. Z racji, iż jestem osobą, której najpewniej spodobają się inne rzeczy niż pozostałym (wiesz, to tak jakby być praworęcznym ale mówić, że to lewa ręka jest tą szczęśliwą - mam tak, dziękuję), to powiem, że postać Daphne bardziej mi się spodobała niż Ericka. Przynajmniej na początku (piszę ten akapicik w momencie zakończenia lektury dopiero 1-szego rozdziału, do reszty zaraz dojdę). Już tłumaczę dlaczego - postać której perspektywa jest wykorzystana do prowadzenia narracji niemal zawsze jest lepiej rozwijana przez autora niż te pozostałe. W końcu Daphne nie będzie wiedziała o czym myśli Erick, co czuje i jakie są jego zamiary (rawr). Dlatego też mam wrażenie, że Daphne jest poprowadzona najlepiej. Przynajmniej póki co. Podoba mi się jej niecodzienny, porywczy charakter.

    Mimo to, gadający Eevee szczerze mnie zaskoczył. Ostatnio w wielu opowiadaniach pojawia się motyw mówiącego Pokemona. Ale nie krytykuję tylko czytam dalej, bo może coś fajnego z tego wyniknie ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. // rozdział 2//
      Tso, Daphne startowała w lidze? Co tu się to ja nawet nie, Jezu.
      Świetny motyw z tą traumą (jakkolwiek to brzmi). Lubię jak konkretne zachowanie bohatera jest uzależnione od jakiegoś przeżycia.
      ,,Tylko Erick został moją nadzieją na lepsze życie." ( ͡° ͜ʖ ͡°)
      Boże, nie wiem czy umiem wyobrazić sobie gadającego Eevee który oznajmia, że chce zostać mistrzem, dramat XDDD
      Chcę aby mój chłopak miał takie seksowne skarpetki jak Erick.

      //rozdział 3//
      Miło ze strony rodziny Ericka, że przyjęli Daphne. Gdy zaczęłam czytać ten rozdział to nie umiałam porównać jej do osoby na początku rozdziału 1. Nagle taka miła, fajna, boże, jakby się jej okres skończył.
      OJEZU pojawił się jakiś nowy przystojniaczek. Ale już bez irokeza (możetoilepiej?). Widzę, że od początku startuje do Daphne, widać nie owija w bawełnę.
      Okej, czyli ona zna tego ,,przystojniaczka".
      Napad furii Ericka był... ciekawy. Jestem zaintrygowana tym, co ów postać w sobie skrywa.
      Aaaaa, Toffee jako imię dla Eevee jest super. Nie mogę się doczekać, aż go wyewoluujesz. (Tyle eeveelucji, a żadnych podpowiedzi eh.)
      Zaskoczyło mnie, że Toffee się bał, że Daphne go uderzy. Masakra. Rzeczywiście musiał coś mieć za sobą niefajnego.
      Czytając walkę Luny z Toffee'm zastanawiałam się jakby to wyglądało w grze XD" Ale to chyba znak że za dużo siedzę na konsoli.
      Okej, shipuję ich po końcówce rozdziału... *nosebleed*, omfg.

      //rozdział 4//
      Początek rozdziału przypomniał mi moment, w którym po raz pierwszy wjechałam w grze do Lumiose City i musiałam szukać jakiejś kawiarenki aby pogadać z Sycamore'm, boże. Bez taksówki by się nie obeszło. Dopiero po przejściu gry zaczęłam w miarę orientować się w układzie tego miasta (jak i również zdałam sobie sprawę, że posiada dwa PokeCentra).
      ,,Fanka punku" przypomina mi wyglądem Team Skull z Pokemon S/M (zadużogier,boże,zadużogier).
      Wyrwanie kolczyka z ucha musi boleć, aż mnie moje ucho zabolało, auć.
      Podoba mi się, że w Twoim opowiadaniu występują bluzgi.
      Jebać wyidealizowany, cukierkowy i dziecinny poke-świat. :'D
      BOŻE O CO CHODZI Z TYM DEANEM KIM JEST DEAN@@@@@@@@@
      ...damn Sycamore mroczny seksiak, cotusie.jpg
      ALOLAŃSKIE HARIJO OMÓJBOŻE XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
      Boże Sycamore, cholerny przegrywie, wyjebało cię ciało kulturysty twojego bff z liceum...
      Nawet sobie nie wyobrażasz jak ja teraz płaczę ze śmiechu, masakraXD
      Khem,khem. Motyw z Angel mnie rozczula natomiast. Niesłysząca dziewczynka, jeju. Nie wiem, jestem dość emocjonalną osobą i myślę, że jeśli będzie coś o niej więcej (a pewnie będzie) to na pewno to na mnie w jakiś sposób wpłynie i będę to przeżywała.

      //rozdział 5//
      Też chcę słuchawki, które posłużą mi jako stanik.
      Albo stanik, który posłuży mi za słuchawki.
      Dlaczego Pokemony nie istnieją w realnym świecie? Chciałabym takiego Toffee'go.
      Christian Lee brzmi prawie jak Christian Grey...( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)
      Darmowe słodycze zawsze brzmią super, też bym skorzystała.
      Miło, że Erick dzwoni, jednak jako fanka dramatów, niełatwych więzi i niebanalnych rozwiązań delikatnie sugeruję jakiś plottwist, aby wystawić ich więź na próbę, niech im za łatwo w tym zbliżaniu się do siebie nie będzie, jarałabym się w upór.
      Wait, what. Czy to moment zazdrości? Czy Daphne celowo wkurzyła Ericka aby był zazdrosny o... CHRISTIANA? ( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°) #ojakszanuję
      Końcówka budzi ciekawość, ale boli mnie fakt, że rozdział piąty jest tym najnowszym i na kolejne trzeba czekać. HALO, co z tą Hawluchą? I co dalej, chcę wiedzieć. :(

      Eheh, no to machnę jeszcze jeden komentarz w odpowiedzi.

      Usuń
    2. Powinnam teraz napisać coś długiego i konstruktywnego, podkreślającego mój nad wyraz dojrzały wiek, doświadczenie i umiejętności.









      xD








      Dobra, nie.

      Wiesz co mi się podoba w Twoim opowiadaniu?
      Że dzieje się w Kalos. Bo jest to, po Johto, mój najkochańszy region, który ubóstwiam i miłuję (tak jak i grę X/Y za startery, klimat i przecukierkową, uroczą grafikę!). Za to, że każdą postać rozwijasz bardziej niż myślałam czytając rozdział pierwszy, że każdy bohater ma w sobie ,,coś", że jest w stanie zaskoczyć, zadziwić, że jest cholernie żywy, bo taki powinien być.

      Co mi się jeszcze podoba ?
      Poketube i pokeface. Genialne rozwiązanie i nawiązanie do świata realnego. Kurde, aż chciałabym sobie założyć konto XD

      I co jeszcze mi się podoba?
      Napomknięty pomysł o nielegalnych walkach. Dalczego nielegalnych? Co jest w tym nielegalnego i dlaczego? Chcę już widzieć, być tym zaskoczona i się jarać.

      Khem, khem.
      W każdym razie boli mnie to, że pokeblogów jest tak mało, a większość z tych które istnieją są naprawdę dobre, a niestety zaniedbane przez czytelników. Jak kilka lat temu blogowałam w różnych fandomach to pamiętałam jak najkrótsza opinia czy choćby dodatkowy głos w jakiejś sondzie potrafił dać kopa, bo była ta maleńka świadomość, że jednak ktoś to poza mną czyta. XD" Mam nadzieję, że szereg moich bliżej nieartykułowanych wypowiedzi sprawi, że chociaż minimalnie się uśmiechniesz i dalej będziesz miała ochotę prowadzić to opowiadanie, bo bardzo chętnie je przeczytam.

      Z mojej strony tyle, pozdrawiam, całuję mocno Ciebie, Daphne i Toffee'go.
      I jakbyś miała wolną chwilę to
      pokemon-daisy.blogspot.com,
      bo chociaż pokeblogów jest mało, to ten jeden więcej ode mnie może zawsze podniesie jakieś morale ^^"

      Usuń
    3. Nie wiem co mogę napisać po takim długim i motywującym komentarzu. Ogromne DZIĘKUJĘ!

      Usuń
  2. Co mogę powiedzieć? Nie mój klimat. Trochę się wynudziłem. Nie przepadam za pokazami, wystawami i innymi "cukierkowymi" sprawami, w szczególności schematem typowego wątku miłosnego, którego trochę w tym rozdziale było. Ale za to końcówka mnie zainteresowała :>

    OdpowiedzUsuń